Ile Was tu było..

sobota, 24 maja 2014

Rozdział 33


Mieliście kiedyś tak, że zatrzymujecie się na chwilę i nie do końca wiecie, co dalej robić z własnym życiem? Którą drogą pójść, jakich dokonać wyborów, jak poradzić sobie z samym sobą? Ja właśnie teraz tak mam. Nie do końca wiem, jak postąpić by nikogo nie skrzywdzić.
Niestety, znalazłam się w sytuacji patowej, bez wyjścia. Nie ważne co zrobię i tak ktoś na tym ucierpi. Jeśli postanowię odejść od Zedd’a, nie zranię tylko jego, ale też Blance. Natomiast jeśli zostanę z nim i znowu będziemy rodziną, ja będę się męczyć.
Wszystkie wybory są złe.


tydzień później, wtorek
Wyszłyśmy z Blancą do parku, by choć trochę się przewietrzyć. Codziennie robimy sobie jakieś krótsze czy dłuższe wycieczki, nie zważając na to, czy świeci słońce, czy też pada deszcz. Chcę pokazać jej miejsce, w którym się wychowywałam i w którym dorastałam. W którym przeżywałam swoje pierwsze miłostki, gdzie cierpiałam najbardziej, gdzie śmiałam się najgłośniej. Teraz to tylko piękne wspomnienia, które widzę, chodząc w miejsca gdzie kiedyś się to wydarzyło. Mała jest zachwycona owym miastem, powiedziała nawet, że mogłaby się tutaj przeprowadzić, ponieważ pokochała to miejsce. Nie dziwię jej się, tutaj jest atmosfera jak nigdzie indziej. Żaden Paryż czy nawet Nowy Jork temu nie dorówna.
Pomimo, że Londyn jest ogromny, a jesteśmy tu już tydzień, miałam małą nadzieję, że choć na chwilkę, przypadkiem zobaczę kogoś z moich dawnych przyjaciół. Na sekundę. Nie musiałabym z nimi rozmawiać. Chciałabym tylko ich zobaczyć. Niestety, a może i stety, taka sytuacja do tej pory nie miała miejsca. Sama nie wiem czego się spodziewałam. Że nagle, za sprawą magicznej różdżki zobaczę ich wszystkich naraz, a oni rzucą mi się w ramiona, deklarując jak bardzo za mną tęsknili i czekali na mój powrót? Teraz pewnie mnie nienawidzą, nawet Louis. Pewnie ma już rodzinę, dzieci, jak mógłby pamiętać o kimś takim jak ja? Jestem tylko starą przyjaciółką z młodzieńczych lat. Tyle, nikim więcej.
Bolesna i smutna prawda.
W sumie sama nie jestem lepsza. Sama go tak traktowałam przez ostatnie kilkanaście lat. Traktowałam ich jak wspomnienie, które było, ale już nie wróci. Nigdy.

-Mamo, gdzie teraz idziemy?- zapytała dziewczyna, wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałam na nią rozkojarzonym wzrokiem.
-Ekhm…teraz idziemy na lody, co ty na to?-zaproponowałam, na co Blanca ochoczo pokiwała głową. Kto by się dziwił, ja nadal kocham lody, a mam już swoje lata.
Dzisiaj jest wyjątkowo ciepło, więc trzeba korzystać z takich udogodnień.  Pokierowałyśmy się w stronę najbliższej lodziarni, w której kolejka była przeogromna. No tak-pomyślałam-jest czerwiec, turyści się zjeżdżają. Westchnęłam głośno i stanęłyśmy w kolejce. To trochę zajmie.


Cholera! Znowu się spóźnię. Nienawidzę korków, zwłaszcza kiedy jestem z kimś umówiona. Nie wierzę, że Harry przyjechał do Londynu na kilka dni, w końcu gdy ostatnio rozmawialiśmy, twierdził, że nie prędko wyjedzie z Los Angeles. A tutaj proszę! Dzwoni do mnie i mówi, że za godzinę będzie w barze, w którym często się spotykaliśmy. Byłam w takim szoku, że wylałam na siebie wodę, którą akurat wtedy piłam. Zwolniłam się u szefa w pracy do końca tego dnia, i teraz oto siedzę w tym samochodzie czekając aż samochody z przodu postanowią się ruszyć. Niedoczekanie moje. Zaczęłam stukać palcami o kierownicę i rozglądać się, by choć na chwilę zająć myśli czymś innym. Było zdecydowanie zbyt gorąco na moje długie spodnie i koszulę z długim rękawem oraz marynarkę. Uroki pracy w biurze. Nie zdążyłam nawet podjechać do domu i się przebrać, tak się śpieszyłam. Zauważyłam dużą kolejkę po lody, torującą przejście po chodniku. Uśmiechnęłam się na myśl o pysznym deserze. Spostrzegłam jak jakaś dziewczynka skacze z radości, że zaraz dostanie to, na co pewnie długo czekała. Jej matka była odwrócona tyłem do mnie, ale widziałam poruszyła się, pod wpływem śmiechu. Nagle odwróciła się, patrząc na korek uliczny, w którym stałam. Gwałtownie wciągnęłam powietrze i poczułam jak serce przestało bić.

TO ONA.

Nie mogę uwierzyć, że ją widzę. Po tylu latach, mam okazję zobaczyć dziewczynę, teraz już kobietę, która opuściła to miasto tak dawno temu. Moje oczy były wielkości spodków. Miałam ochotę zboczyć z trasy, zaparkować, podejść do niej i…i właśnie, co? Miałam mieszane uczucia. Nie wiedziałam, czy mam się jej rzucić na szyję, czy może uderzyć za to co nam zrobiła. Byłam zdezorientowana.
Usłyszałam trąbienie z tyłu, które wyrwało mnie z szoku. Ruszyłam samochodem do przodu, jadąc już normalnie.
Nie mogłam w to uwierzyć.



Weszłam do środka budynku i wzrokiem od razu odszukałam Harry’ego. Podeszłam do niego przyśpieszonym krokiem i pocałowałam w policzek.
-Cześć Carly! Tak dawno się nie widzieliśmy.-zaśmiał się po czym usiadł powrotem na swoje miejsce. Mruknęłam coś w odpowiedzi. Moje serce nadal biło w przyśpieszonym tempie, nie mogąc się uspokoić. Ta informacja nadal nie mogła do mnie dotrzeć.
-Carly, coś się stało? Jesteś jakaś podenerwowana-zauważył z troską.
-Nie, nic mi nie jest. Cieszę się po prostu, że przyjechałeś. Nie spodziewałam się tego. Poza tym, dawno się nie spotykaliśmy, musimy sprowadzić tutaj resztę, nie uważasz?-starałam się odwrócić jakoś temat. Nieudolnie, najwidoczniej.
-Mów, nie wyjdziemy stąd dopóki nie wydusisz tego z siebie. Widzę, że to coś mocnego.-westchnęłam wiedząc, że nie wygram tej walki. Od czego by tu zacząć?
-Widziałam ją dzisiaj. Przed chwilą, w drodze do ciebie-wydukałam. Zmarszczył czoło w konsternacji.
-Ale kogo? Tylko nie mów mi, że to znowu Sarah, nie chcę żebyś miała zły humor do końca dnia, a wiem, że to możliwe. Co tym razem zrobiła?-zapytał najwyraźniej nie rozumiejąc tego, co chciałam mu przekazać.
-Nie, nie chodzi o Sarah, nie było jej dzisiaj w pracy, więc nie miałam z nią żadnej styczności. Chodzi o kogoś zupełnie innego.-potarłam ręką czoło.
-No to o kogo chodzi?
-Chodzi o kogoś, koga bardzo długo nie widzieliśmy.
-To znaczy? Carly, powiedz co masz na myśli, nie mam zamiaru zgadywać.-zirytował się lekko. Chłopie, zaraz przeżyjesz szok, ja to tylko odwlekam w czasie.
-Widziałam dzisiaj Lene. Lene McCartney, pamiętasz ją?-zapytałam trochę ironicznie. Po jego minie, gdy wypowiedziałam to imię i nazwisko, mogłam się domyślić, że wiedział o kogo chodzi. Wiedział to bardzo dobrze.
-Jak to? Przecież ona wyjechała ponad 15 lat temu!-krzyknął nie pamując nad emocjami, które się w nim kłębiły.
-Wiem, ale widać, że wróciła. Widziałam ją z samochodu. Ale nie wiesz jeszcze najlepszego.
-Nie wiem czego?
-Ona nie była sama-spojrzałam na niego.
-Ma faceta?-podniósł brew do góry.
-Bardzo prawdopodobne. Jeszcze lepiej, ona ma córkę, Harry. Wyglądała na 10-11 lat.-po tych słowach otworzył buzie ze zdziwienia.
-Okey, tego się nie spodziewałem. Jeszcze jakieś niusy?
-Nie wyglądało na to, że przyjechała wczoraj. Musi tu być już co najmniej kilka dni. A wracając do tej dziewczynki, ma oliwkową karnację. Troszeczkę jak mulatka. I te brązowe oczy, nie uważasz, że to dziwne?-zapytałam, snując pewne podejrzenia.
-Nie uważasz chyba, że to dziecko…o kurwa.-podrapał się po karku.
-No właśnie.
-Ale to nie możliwe, był wtedy z Alex, nie myślisz chyba, że ją zdradził. Malik taki nie jest-pokręcił stanowczo głową.
-Wiem. Ale spójrz, on mógł wtedy gdzieś pojechać, trafił na nią, ona była w nim zakochana, skąd wiesz co się mogło wydarzyć?
-Nie wiem, może mówisz prawdę, może nie. Trzeba to sprawdzić. Pogadać z nim, albo znaleźć Lenę. Którą opcje wybierasz?-Spojrzał na mnie z uśmieszkiem.
-Opcję numer swa poproszę.




**********************************************************************************
tam, tara, dam! Szybko to leci, za szybko.
Do następnego! Oby.

niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 32


 Głupia w miłości...
Och, głupia w miłości...

-Mamo, ale jak to wyjeżdżamy?- Co mam powiedzieć dziecku? Że robię sobie przerwę z jej tatą, ponieważ zdradził mamusię? Ona tego nie zrozumie.
-Robimy sobie taką małą wycieczkę do Londynu, wiesz? Nigdy tam nie byłaś, chciałabym, żebyś zobaczyła jak on wygląda-uśmiechnęłam się najszczerzej jak tylko potrafiłam.
-Tata też jedzie?-zapytała przekręcając główkę.
-Nie, tata nie jedzie. Będzie bardzo zajęty, ale jak wrócimy, to na pewno ci to jakoś wynagrodzi-przytuliłam małą do siebie.
-A kiedy jedziemy?
-Za dwa dni, dlatego musimy się spakować, wiesz? Troszkę tam będziemy, więc trzeba wziąć dużo rzeczy-westchnęłam. W sumie, sama nie wiedziałam, na ile wyjeżdżamy. Wiedziałam tylko, że nie wytrzymam w tym domu ani chwili dłużej. To zdecydowanie nie na moje nerwy.
Od tego zdarzenia minęły 2 dni, podczas których załatwiałam wszystkie szczegóły z naszym wyjazdem. Lot był na wtorek, hotel był załatwiony, więc nie ma się czym przejmować. Z Zedd'em unikałam się jak tylko mogłam. W nocy spał na kanapie, wychodził jeszcze zanim się budziłam, po pracy również się nie widzieliśmy, ponieważ wychodziłam z Blancą na spacery, lub szłam do Jen. Właśnie, Jen. Gdy powiedziałam jej o tym, co się wydarzyło, nie wydawała się zszokowana. Może trochę zaskoczona, ale tylko dlatego, że dał się przyłapać. Już wcześniej podejrzewała go o zdrady w stosunku do mnie, po prostu nie mówiła tego na głos, nie chcąc mnie zranić. Nie mam jej tego za złe, w końcu to była tylko troska. Między innymi będzie mi trudniej ją opuszczać. Zwłaszcza, że nie wiadomo, jak sprawy się potoczą.

*dwa dni później, wtorek*
-Blanca, pospiesz się, bo się spóźnimy!-krzyknęłam dopinając jej walizkę. Mała wyszła z łazienki i zapytała:
-Mamo, a gdzie jest tata?-Naprawdę? Lepszego pytania nie mogła zadać?
-Tata jest w salonie i czeka aż się z nim pożegnasz-uśmiechnęłam się i powędrowałam z nią do wskazanego pomieszczenia, gdzie na kanapie siedział brunet z opuszczoną głową. Dobrze mu tak, niech wie co traci. Przepraszam, niech zobaczy co już stracił.

Ale nie mam już oślich uszu
Nie wiesz, co straciłeś
I nie uświadomisz sobie
Dopóki nie odejdę, odejdę, odejdę
Że byłam tą jedyną

-Zaraz jedziemy-pod wpływem mojego, dosyć szorstkiego głosu, podniósł głowę i spojrzał na nas. Widziałam żal w jego oczach, musiałam to przyznać. Ale czy nie było już za późno?
-Tato, a kiedy się zobaczymy? Bo mama mówi, że to długo potrwa.-zrobiła smutną minę i wtuliła się w niego. W obojgu nas coś pękło. Nie mogłam znieść tego widoku, świadomości, że zabieram jej ojca, a jemu córkę. Ale to tylko na chwilę. W nim najprawdopodobniej obudziło się sumienie, bo przyciągnął ją do siebie, jakby żegnali się na zawsze. Kto wie? Szeptał jej do ucha jakieś słowa, których nie mogłam usłyszeć. 
-Niedługo skarbie, zobaczymy się niedługo.- widziałam u niego lekko zaczerwienione białka. Czyżby płakał? Okazał jakiekolwiek uczucia? Aż szkoda, że tego nie wdziałam. Wiem, że mówię jak niezła suka, ale nie potrafię inaczej. Jedyne co do niego czuję w tym momencie, to obrzydzenie i żal. Doszło to do tego stopnia, kiedy męczy mnie patrzenie na niego. Jeszcze kilka lat temu na jego widok czułam dreszcze i wewnętrzne szczęście, teraz to jest obcy człowiek.I za nic nie mogłam wyzbyć się tego uczucia. 
-Blanca, musimy już iść.-powiedziałam do niej i zobaczyłam jak z wielką niechęcią odchodzi od Zedd'a. Widziałam łzy na jej policzkach, co zabolało mnie najbardziej na świecie. Nie zauważyłam nawet jak mój mąż podszedł do mnie i złapał za dłonie, które natychmiast wyrwałam. Nie chciałam, żeby mnie dotykał. Czułabym się brudna, po tym co zrobił. Po tym, jak dotykał inną kobietę. 
-Lena..-szepnął niewyraźnym głosem. Czyżby go to zabolało?

Nadal cię kocham,
Ale po prostu nie mogę tego zrobić
Może i jestem niemądra, ale
Nie jestem głupia

-Błagam cię, przemyśl to jeszcze. Nie musicie wyjeżdżać, błagam-prosił na co ja tylko kręciłam głową. Nie chciałabym dodawać, że ze łzami w oczach.
-Za późno. Mówiłam ci już, muszę to przemyśleć, wtedy zobaczę co będzie dalej. A teraz mnie przepuść, nie chcę się spóźnić na samolot.
-Mogę zadzwonić?-zapytał.
-Dzwoń sobie ile zechcesz, byle nie do mnie. Balnca ma swój telefon, więc nie sądzę, że powinieneś mieć problemów z kontaktem.-wzruszyłam ramionami.
-Lena, naprawdę tego żałuję-złapał mnie za przedramię, jakby to miało coś zmienić. Cóż, mylił się.
-Wiem. Ale czyż to nie jest ironia losu? Zacząłeś się nami interesować dopiero wtedy, kiedy odchodzimy.Przynajmniej na razie.-zaśmiałam się zdenerwowana. -A teraz żegnam-spojrzałam na niego ostatni raz, po czym wyszłam na zewnątrz i podeszłam do Blanci, która czekała już koło taxówki, którą wcześniej zamówiłam. Wsiadłyśmy, a po chwili, gdy wskazałam kierowcy adres, ruszyliśmy. Oparłam głowę o szybę i zamknęłam oczy.

Które z nas
Tak naprawdę to skończyło?



************************************************************************
Mogę tego nie komentować? Dziękuję. 
Jak mówiłam, jeszcze kilka rozdziałów i nareszcie koniec.
Nie wiem, czy się cieszyć, czy płakać.
Ktoś, coś, cokolwiek?

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 31

 "Ciepło ogniska domowego wypalało się z każdymi godzinami, miesiącami, latami..aż w końcu zgasło całkowicie".

-Kocham cię, uwierz mi!
-Możesz sobie darować, te nic nie warte tłumaczenia. Nie chcę cie więcej słuchać. Nie wierzę, że to robisz, sukinsynie. Wróć, jak przemyślisz co zrobiłeś i co najważniejsze, jak wytrzeźwiejesz, tu jest dziecko, do cholery jasnej.-zamknęłam mu drzwi przed nosem. Westchnęłam głęboko, czując nieprzyjemny uścisk w żołądku. Usiadłam pod drzwiami nadal nie zbyt w to wierząc. Jak?
Jest 23 w nocy, mamy dzisiaj czwartek, prawie piątek. Blanca śpi już od paru godzin, wciąż nic nie wiedząc o tym co się dzisiaj zdarzyło. Niby dzień jak co dzień, poranna kłótnia, trzaskanie drzwiami. Tyle, że dzisiaj to ja postanowiłam przeprosić. I tutaj popełniłam błąd.
Poszłam do niego do biura, mniej więcej o 14. Specjalnie urwałam się z pracy, nie mogąc znieść poczucia winy. Ale właśnie, jakiej winy? Miałam wrażenie, że za bardzo na niego naskoczyłam, oskarżając go o zdrady. W sumie, nie do końca zdrady. Bardziej chodziło o zalecanie się do innych kobiet. Wiecie, kokieteryjne spojrzenia, dwuznaczne gesty za placami...A później awantura, ze względu, że mu nie ufam. Ufałam. Właśnie, czas przeszły.
Byłam już przed drzwiami jego gabinetu w firmie, którą sam założył. Przez ściany, można było usłyszeć stłumione śmiechy. Nie tylko męskie. Mając coraz większe obawy, nacisnęłam delikatnie klamkę i bezszelestnie weszłam do środka. To co tam zastałam, zmroziło mi krew w żyłach i skutecznie przygwoździło mnie do podłogi. Poczułam dziwne dreszcze.
Jakaś młoda dziewczyna, siedząca wygodnie na biurku, z rozpiętym uniformem i podwiniętą spódnicą. A między jej nogami, na krześle, siedział Zedd. W rozczochranych włosach, bez marynarki, z do połowy rozpiętą białą koszulą.
Ten widok mnie cholernie zabolał.
-Dobrze się bawisz?-zapytałam, najbardziej spokojnym głosem, na jaki było mnie stać. Dokładnie w tym momencie odwrócili swoje głowy, a uśmiechy na ich twarzach zastygły. Ciekawe, nie spodziewali się mnie tutaj? Teraz? Cóż, mieli pecha.
-Lena? Co ty tutaj robisz?-zapytał wystraszony.
-Och, ja? Ja przyszłam cię przeprosić, ale to już nie aktualne.-wzruszyłam ramionami. Czułam się zdradzona..w sumie, jestem zdradzona, więc to uczucie jest jak najbardziej na miejscu.
-Posłuchaj, ja ci to wszystko wytłumaczę- zaczął podchodząc do mnie.
-Nie, tutaj nie ma co tłumaczyć. Wystarczająco widziałam-pokręciłam głową. Spojrzałam na niego ostatni raz i wyszłam. Tak po prostu. Z chęcią wypłakania się, krzyczenia-nie co ja gadam, wrzeszczenia w niebo głosy.
Nie wiem nawet, jak i kiedy dokładnie dotarłam do mieszkania.
Później, wszystko potoczyło się prościej, szybciej. Pojechałam po Blance, która zauważyła moje roztargnienie, ale skutecznie omijałam ten temat. Ona nie musi o tym wiedzieć, przynajmniej nie teraz.
Siedziałam w naszej sypialni, patrząc na nasze zdjęcie, na którym jesteśmy razem z naszą córką. Nie płakałam, nie miałam już na to ochoty. Pokazałabym moją słabość.
Tak oto spędziłam całe popołudnie i wieczór, dopóki nie pojawił się Zedd.
Gdy zamykałam mu drzwi przed nosem, poczułam się jeszcze gorzej. Dotarło do mnie, co się działo między nami w ciągu tych ostatnich kilku lat.Wieczne kłótnie, bez miejsca na miłość. Nieporozumienia stały się rutyną. Zastanawiam się nad tym, czy on mnie jeszcze kocha. Jeśli tak, to okazuje to w bardzo niecodzienny sposób. Jeśli nie, to po co nadal ze sobą jesteśmy? Czemu mnie nie zostawił, mówiąc, że to już nie to, co kiedyś? Miał do tego tyle okazji, a jednak nie skorzystał. Dlaczego?

*5 rano, następny dzień*
Był świt, słońce dopiero wstawało, a ja już od godziny byłam na nogach. Tej nocy nie mogłam spać, ale kto by się dziwił. Cały czas myślałam o tym, co było, co jest i co będzie. I dzięki temu doszłam do jednego- tak dłużej nie będzie.Muszę coś zmienić, bo ten związek stał się od dawna toksyczny.
W trakcie mojego rozmyślania usłyszałam przekręcanie zamka. Przyszedł.
Odłożył swoją teczkę oraz klucze na blat w przedpokoju i powoli przekroczył próg salonu, w którym siedziałam z kamienną miną. Gdy mnie zobaczył stanął w bezruchu, a jego czekoladowe oczy śledziły każdy mój ruch. A raczej jego brak. Innymi słowy, po prostu na mnie patrzył, jakby czekał, aż coś powiem.
-Długo tutaj siedzisz?-rozpoczął trochę niepewnym głosem.
-Wystarczająco.-odpowiedziałam chłodnym tonem.
-Blanca jeszcze śpi?-zadawał kolejne pytania.
-Po co to przedstawienie? Wytłumaczmy sobie wszystko i po sprawie.-usiadł na kanapie naprzeciwko mnie. Spojrzał na nie zdziwiony.
-To znaczy, że mi wybaczysz?
-A kto tak powiedział? Po prostu zastanawiam się, czy to odpowiedni czas, by wziąć rozwód-posłałam mu puste spojrzenie.
-Rozwód? Między mną, a tamtą dziewczyną, nawet do niczego nie doszło!-krzyknął.
-Nie wrzeszcz chociaż raz, błagam-westchnęłam czekając, aż się uspokoi.-Powiedz mi jedno, gdybym tam wtedy nie weszła, przypomniałbyś sobie w pewnym momencie, że masz rodzinę i ją odtrącił, czy nie przerwałbyś tego?-czekałam w napięciu na odpowiedź.Obawiałam się jej, naprawdę. Jednak, po długiej ciszy, tak owej nie dostałam. To było dla mnie jednoznaczne.-No właśnie-pokiwałam głową.
-Mogę zapewnić, że cię kocham Lena, przysięgam.-podszedł do mnie i próbował przytulić ale skutecznie mu to uniemożliwiłam.
-Posłuchaj, ja nie chcę twoich zapewnień. Dostaje je codziennie wieczorami, a następnego dnia to samo, od nowa. To jest błędne koło, Zedd, a ja nie chcę w nim tkwić.-przełknęłam ślinę.
-Ja również, dlatego, naprawmy to. Jeszcze nie wszystko stracone-próbował mnie przekonywać, na co tyle pokręciłam głową.
-Nie, zrozum, ja potrzebuję czasu. To nie jest takie proste.-wzruszyłam ramionami.-Po prostu dajmy sobie trochę czasu. Ochłoniemy i wtedy postanowimy, co dalej z nami będzie.
-Co masz przez to na myśli?
-Wracam do Londynu.





*******************************************************************
Gorzej nie mogłam tego napisać. Przepraszam.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 30



30.06.2028
-Zamkniesz się w końcu?!-krzyknęłam wplątując ręce we włosy chcąc się uspokoić. Na darmo moje starania.
-To ty się kurwa zamknij i mi nie przerywaj! Nie jesteś nikim ważnym, żeby mówić mi co mam do cholery robić! Właściwie, jesteś nikim! Dociera do do ciebie?! Nikim!-wrzeszczał bez opamiętania. Jedyne co widziałam w jego oczach to czysta furia.

1.07.2028
-Skończ już z tymi oszczerstwami! Dobrze wiesz jak było, więc mnie nie oskarżaj! My tylko rozmawialiśmy!
-Rozmawialiście?! Robisz ze mnie idiotę czy co?! Ja znam już te twoje pożal się Boże, rozmowy! Zdradzasz mnie i nie masz za grosz odwagi by się do tego przyznać! Jesteś zwykłą szmatą, nikim więcej.-skończył trzaskając drzwiami. Zsunęłam się po ścianie zaciskając oczy najmocniej jak umiałam. Ratunku..

15.07.2028
-Jesteś na moim utrzymaniu i nie masz nic do gadania!-powiedział podniesionym głosem. Stanęłam na przeciwko niego, nie starając się nawet mówić łagodnie.
-Na twoim czym?! Do cholery jasnej, to ja zarabiam, to ja opłacam rachunki i to z mojej pensji kupuję wszystkie rzeczy, więc to ty nie masz nic do gadania! Ty każde pieniądze wydajesz w barach i melinach!
-To moje pieniądze i będę z nimi robił co tylko mi się podoba, a ty nie masz na to wpływu, rozumiesz?! Zresztą to ni ty opłacasz dziecko, tylko ja!
-I co, myślisz, że dzięki temu jesteś niezastąpiony?! Dałabym sobie radę bez ciebie!
-Nie dałabyś, bo jesteś nikim. - z oczu poleciały mi łzy-Widzisz? Jesteś taka słaba, aż żal mi na ciebie patrzeć.

2.08.2014
-Za trzy dni są urodziny Blanci. -oparłam się o jego biurko w gabinecie.
-Co ty tu robisz?-powiedział niemiło. Uniosłam zaskoczona brew.
-No jak to? Powiedziałeś wczoraj, żebym przyszła do ciebie do pracy to wtedy to ustalimy-wzruszyłam ramionami.
-Nie mam teraz czasu, idź do domu-westchnął nie zwracając na mnie uwagi. Z wrażenia aż się wyprostowałam.
-Słucham? A co z urodzinami twojej córki?- w końcu raczył na mnie spojrzeć, chociaż nie powiem, żeby ten wzrok znaczył cokolwiek dobrego. Znam ten wzrok.
-Jutro jadę w delegacje, nie będzie mnie cały tydzień. Przykro mi-odparł bez większych uczuć.
-Czy ty się słyszysz? Nie masz czasu, żeby pojawić się na święcie swojego jedynego dziecka?-prawie wyplułam te słowa. Byłam w szoku, potężnym szoku.
-Nie słyszysz? Zorganizuj coś, kup prezent i złóż ode mnie życzenia. Może zadzwonię, zobaczę. A teraz idź już, mówiłem ci, że jestem zajęty-wyjął z kieszeni marynarki kartę kredytową i odprawił mnie ruchem ręki. Poczułam jak w moim żołądku aż się skręca.
-Jesteś żałosnym tyle ci powiem.-nie biorąc nawet tej karty wyszłam z biura. Poczułam się upokorzona, naprawdę. Jak ja to wytłumaczę Blance?

5.08.2028r.
-Mamo, gdzie jest tata?-brunetka pociągnęła mnie obok. Spojrzałam na jej roześmiane przyjaciółki, następnie na moich uśmiechniętych teściów, a dopiero później na smutną Blance.
-Kochanie, tatuś nie mógł przyjechać. Jest w delegacji, ma dużo pracy. Ale mam tu coś od niego-podarowałam jej prezent w postaci nowego komputera. Osobiście, ja bym jej tego nie kupiła, ponieważ uważam, że jest jeszcze za mała na tak nowoczesny sprzęt. Niestety, Zedd chyba tego nie rozumie, ponieważ to była jego przesyłka, którą dostałam wczoraj, z dopiskiem "Daj to Blance. Będę w poniedziałek." 
-Och, no dobrze. A kiedy będzie?-zapytała z nadzieją.
-Będzie za kilka dni, obiecał, że wynagrodzi ci jakoś ten dzień-uśmiechnęłam się sztucznie. Jedenastolatka nawet nie spojrzała na prezent. Pokiwała tylko smętnie głową, po czym ruszyła w stronę przyjaciółek. Podeszłam do jej dziadków i usiadłam naprzeciwko nich, a "prezent" położyłam obok.
-Gdzie on jest?-zapytała jego matka.
-Nie ma go. Znowu.-pokręciłam głową.
Czym to dziecko sobie zasłużyło? Zapytałam w myślach, gdy spojrzałam na Blance. Siedziała cicho wśród jej koleżanek, spoglądając w okno.
Przepraszam cię.

27.01.2029r.
-Kochasz go jeszcze?
Kocham?
-Tak-odpowiedziałam nie spoglądając na nią. W końcu to mój mąż i ojciec mojego dziecka, muszę go kochać.


05.03.2029r.
-Jesteś taka beznadziejna! Nic nie umiesz kurwa zrobić!
-Przestań, nie masz prawa tak mówić!-krzyknęłam zdenerwowana.
-Ja nie mam prawa?! Ja mogę wszystko, czy ci się to podoba czy nie!-wyszedł wyraźnie wkurzony. Pobiegłam do naszej sypialni i usiadłam na łóżku. Nie radzę sobie, codzienne kłótnie mnie już wykańczają. Spojrzałam na ramkę ze zdjęciem, stojącą na komodzie naprzeciwko mnie. Ja i Zedd jak byliśmy jeszcze młodzi i szaleńczo zakochani w Paryżu. Oboje uśmiechnięci, w czarnych, rock'owych ubraniach, a w tle panorama miasta. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie. To było tak dawno temu.
-Mamo?-usłyszałam cichy głosik. Spojrzałam w kierunku uchylonych drzwi, w których stała Blanca.
-Tak kochanie?-poklepałam miejsce obok siebie, by brunetka usiadła.
-Znowu się kłóciliście?-spojrzała na mnie czekoladowymi oczami.
-Nie, my się nie kłóciliśmy, my tylko...-sama nie wiedziałam co mam jej powiedzieć.
Do czego to prowadzi?

10.05.2029r.
-Wciąż go kochasz? -zapytała poważnie.
-Jen, co to za pytanie?-zdziwiłam się.
-Bardzo proste. Kochasz?-podniosła brwi.
-Nie wiem...


30.06.2029r.
-Długo masz zamiar się tak męczyć? On cię niszczy-powiedziała popijając kawę. Siedziałyśmy razem w kawiarni, gdzie opowiadałam jej o co dzisiaj się kłóciliśmy.
-Wiesz, że nie mam innego wyboru.-mruknęłam przewracając oczami.
-Jak to nie masz? Rozwiedź się z nim. Innego wyjścia nie widzę.-wzruszyła ramionami, chociaż jej słowa były całkowicie poważne.
-Oszalałaś? Co ja wtedy zrobię? Co z Blancą? Nie mam mowy, nie mogę tego zrobić. Zresztą, wiesz jak on zareaguje? Nie chcę więcej kłótni.-oburzyłam się.
-Patrz, jaka ironia. Nie chcesz się rozwieść, ponieważ nie chcesz kłótni, a wiesz doskonale, że będąc z nim, będzie ich dużo więcej. Lena, zastanów się nad tym, naprawdę. Dasz sobie radę? I co najważniejsze, czy Blanca da sobie radę z takim ojcem?
Dam?  
Na pewno nie.
Blanca da sobie radę?
Na pewno nie.

Ale..
rozwód?






**************************************************************************
Hello! Jak widać, dodałam nowy rozdział. Widać, że różni się od pozostałych formą. Chciałam pokazać, jak wiele może się dziać, w ciągu roku. Można się kłócić, godzić, obrażać i krzywdzić nawzajem, ale zawsze zostaje jakieś piętno. Nie tylko na sobie, ale także na osobach trzecich, W tym wypadku jest to Blanca, ponieważ ona widzi jak codziennie jej rodzice się kłócą.
Widać także, że w ciągu roku, miłość może zniknąć całkowicie. " Jeśli zastanawiasz się nad tym, czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze". Przecież nasza Lena sama już błądzi w swoich uczuciach, tak? Nie kocha go już? Zobaczymy!
Komentarze są jak najbardziej na miejscu!- tak tylko przypominam.

Do następnego,

~Sky xx

PS.: Czuję, że jeszcze kilka rozdziałów, i historia Leny McCartney się skończy...

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 29

 Ten czas tak nieubłaganie szybko leci. Kiedy ostatnio cię widziałam?

* 14 lat później *
 -Lena, zaczekaj do cholery jasnej!-wrzasnął, ale ja już trzaskałam drzwiami. Czułam jak z nerwów trzęsą mi się ręce. Wzięłam kilka głębszych oddechów, by choć trochę ukoić skołatane emocje. Czułam łzy, którym za wszelką cenę nie chciałam dać ujścia. Byłam rozchwiana, zdenerwowana i za nic nie mogłam się uspokoić.Schowałam twarz w dłoniach i z całej siły zacisnęłam powieki. Kolejna kłótnia, której miałam serdecznie dosyć. Jesteśmy razem już tyle lat, a on nadal nie może przestać zachowywać się jak dzieciak. Mamy po 34 lata do kurwy nędzy, a zachowujemy się jak nastolatki!
     Zaczęłam iść po chodniku, na którym roiło się od ludzi. Nikt nie zwracał uwagę na kobietę, która zachowywała się, co najmniej, nienormalnie. Przeciskałam się między nimi, chcąc jak najszybciej dojść do pracy. Zostałam szturchana, popychana, ale taki poranny urok tak ogromnego miasta, jakim jest Nowy Jork. Niestety nie wiedziałam, ile zostało mi jeszcze czasu na dojście do celu, ponieważ z tego wszystkiego zostawiłam torebkę w domu, razem z komórką i kluczami od naszego mieszkania. Na szczęście w pracy mam zapasowe, więc nie będę musiała się zamartwiać czy mój mąż łaskawie otworzy mi drzwi, czy znowu go nie będzie. Ledwo wiążemy koniec z końcem, a on dodatkowo traci swoją pensję w barach. To zaczyna mnie coraz bardziej wkurzać, jak i przytłaczać.

*

-No w końcu jesteś! Myślałam, że już nie przyjdziesz, kochana-na miejscu jak zwykle przywitała mnie moje wspólniczka, Jennifer. Tak, dobrze przeczytaliście-wspólniczka. Jestem w połowie właścicielką zakładu krawieckiego, ale wykonujemy również różne projekty ubrań. Interes się kręci, chociaż nie jesteśmy zbyt popularne. Starcza na rachunki i jedzenie, a to jest najważniejsze. W pracy jesteśmy we dwie, ponieważ nasza pracownica nie dawno się zwolniła, i jak na złość nie możemy znaleść nikogo odpowiedniego.
Poznałyśmy się w kawiarni, co może wydawać się zabawne. Od słowa, do słowa okazało się, że obie marzymy o tym samym, więc postanowiłyśmy spróbować naszych wspólnych sił. Jesteśmy w tym biznesie już jakieś 7 lat. Na początku nie traktowałam tego serio, ale okazało się to świetnym planem na przyszłość.
-Ciebie również miło widzieć, u mnie cudownie jakbyś pytała-mruknęłam i zajęłam swoje stanowisko. Ponownie schowałam twarz w dłonie, żeby na chwilę odpocząć i wyrzucić z głowy niepotrzebne myśli.
-O co tym razem się pokłóciliście?-zapytała, a ja już miałam przed oczami jej martwiący się wyraz twarzy. To kochane, że przejmuje się moimi sprawami, ale nie miałam siły o tym rozmawiać.
-O to co zwykle. Znów posądza mnie o jakieś zdrady, które na dobrą sprawę nigdy nie miały miejsca.-westchnęłam i spojrzałam na nią.
-Blanca was słyszała?
-Wywiozłam ją kilka dni temu do jego matki. Jest już duża, ale nie chcę by widziała pijanego ojca, który wrzeszczy jak tylko przekroczy próg ich domu. Jest coraz gorzej, Jen.-wyznałam łamliwym głosem.
- Sykinsyn.-warknęła.
-Nie mów tak o nim, nie jest nim. Po prostu, inaczej odreagowuje stres.-wzruszyłam ramionami.
-Ile jeszcze zamierzasz go bronić? Wiesz jaki jest, a mimo to nadal w to brniesz.-pokręciła głową rozczarowana.
-Możemy skończyć o tym rozmawiać? Chcę się skupić na pracy. Poza tym, mamy nowe zamówienie, które samo się nie zrobi-zwinnie zmieniłam temat na inny, chcąc uniknąć dalszej konwersacji. Nie zwracając już na nic innego uwagi, zaczęłam szyć czarną suknie.

*

Czas leciał nieubłaganie szybko, dlatego nie zauważyłam kiedy na dworze zrobiło się tak ciemno. Pomimo tego, że jest lato i nie ma aż takiego urwania głowy, ja przesiaduję tutaj do późnego wieczora, zwłaszcza teraz, gdy naszej córki nie ma w domu.
Spojrzałam na zegarek, w którym wybiła już godzina 22. Westchnęłam wiedząc, że najwyższa pora wrócić do domu. Poszłam na zaplecze po klucze i po chwili zamykałam już drzwi główne. Włączyłam alarm, by po chwili być już w drodze do mieszkania.

*

Tak jak przewidziałam, w domu nikogo nie było. Zdjęłam szpilki i poszłam do sypialni, aby przebrać się w dresy. Skierowałam swoje kroki do kuchni, gdzie wstawiłam wodę na herbatę. Gdy się zagotowała, zalałam kubek i posłodziłam. Usiadłam na kanapie w salonie, i przy zgaszonym świetle z kubkiem w ręku zaczęłam zastanawiać się nad swoim życiem. Mam cholerne 34 lata, i nic w życiu nie osiągnęłam. Przepraszam, nie osiągnęłam nic, poza wspaniałą córką. Kocham Blance ponad życie, jest moim oczkiem w głowie. Ma już równe 10 lat, to tak dużo. Nie wiem kiedy te lata minęły, naprawdę. Pamiętam jeszcze jak miałam 16 lat i rozpaczałam po moim pierwszym chłopaku. Teraz nawet nie pamiętam jak miał na imię. Później był Chris, a teraz jest Zedd. Mężczyzna z którym jestem w związku od 13 lat. Pomiędzy Chris'em, a Zedd'em, był jeszcze Zayn. Tak bardzo go kochałam...To uczucie było nie do wytrzymania. Ale, czy nadal go kocham? Nie wiem. Wiem tylko, że cały czas coś do niego czuję, to jest pewne. Tego się nie da zapomnieć, wymazać z pamięci. Zależy mi na nim, ale nie można żyć czymś, co nie ma sensu. Ruszyłam do przodu, zostawiając nastoletnie lata daleko za sobą.
Później związałam się z człowiekiem, którego na początku nie cierpiałam. Jak to się mówi " Od nienawiści, do miłości jeden krok". Chyba rzeczywiście tak jest. Pokochałam go, chociaż wiedziałam, że to nigdy nie będzie to samo uczucie, jakim darzyłam Zayn'a. Do tej pory tak jest. Wtedy czegoś między nami brakowało, była mała przepaść, która zniknęła, gdy na świecie pojawiła się Blanca.  Była czystą wpadką, i pomimo, że mogliśmy sobie nie poradzić, postanowiłam urodzić.Nigdy nie żałowałam tej decyzji. Na początku było ciężko, ale dzięki wsparciu jego rodziców udało nam się. Przenieśliśmy się do Nowego Jorku, by mała była bliżej dziadków. Nie utraciliśmy jednak kontaktów z Look'iem. Nadal się widujemy, tyle, że rzadziej.
Po spłaceniu długu u Matt'a, straciłam z nim kontakt. Przestaliśmy do siebie dzwonić, odwiedzać się...tak jak z resztą. Nie widziałam ich od tamtego czasu. Trochę głupio się przyznać, ale zapomniałam o nich. Czasami opowiadałam o nich w bajkach, które mówiłam Alex na dobranoc. W mojej pamięci pozostaną już zawsze pod rubryką "Wspaniała PRZESZŁOŚĆ".

*

-Jeszcze nie śpisz?-zapytał cicho, podchodząc do kanapy, na której cały czas siedziałam wpatrując się w ścianę.
-Nie widać?-odpowiedziałam niemiło.
-Lena, tak bardzo cię przepraszam. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Kochanie..-złapał mnie za ręce  i spojrzał na mnie rozbieganym wzrokiem.
-Jesteś pijany, idź się połóż-westchnęłam czując odrażajacy zapach alkoholu.
-Powiedz, że mi wybaczasz, proszę-bełkotał, bez ładu i składu. Spojrzałam na niego smutnymi oczami.
-Idź spać, Zedd.
-Nie pójdę, dopóki tego nie powiesz- zarządał. Wystraszyłam się trochę, ponieważ wiem do czego jest zdolny pod wpływem.
-Wybaczam, a teraz idź już-pokiwałam głową. Wstał i ruszył do sypialni. Niedługo po tym, słyszałam jego chrapanie. Oparłam głowę o nagłówek kanapy, a pojedyncza łza poleciała po moim policzku. Zawsze mu wybaczam. Nie ważne co zrobił, ja wybaczałam.
Rano były awantury o byle błahostkę, a na koniec dnia, cały zalany przychodził i na kolanach mnie przepraszał. 
Ile to jeszcze będzie trwało?
Bo nie wiem, czy dam sobie radę.








****************************************************************************
Tam tara dam! Oto rozdział 29 ( juuż).
Jest to rozdział przełomowy, zwracając uwagę, że historia dzieje się po 14 latach! Sama wpadłam na to, gdy zaczęłam to pisać, więc...ale mam już z góry założony plan na zakończenie bloga.
Musiałam całkowicie zmienić perspektywę końca. Miała być wzruszająca scena na lotnisku, gdzie Zayn powie Lenie, że jej nie kocha, że nie odwzajemnia jej uczuć, ona zaczyna płakać i w samolocie dopadają ją myśli, że kiedyś wszystko sie ułoży. NUUUUDAA.
Wiem, rozdział totalnie zawiły i pewnie w połowie niezrozumiały, ale starałam się.
Lena ma córkę Alex, oraz męża ZEDD'A! Sama się tego nie spodziewałam, szczerze. Jednak nie oceniajmy faceta po tym rozdziale. Może się okazać, że będzie dużo lepszy, albo okaże się jeszcze większych dupkiem. Czas pokarze!
Ja nadal czekam na komentarze! Proszę?


Pozdrawiam i do następnego,


~Sky xx

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 28


Na każdym kroku, potykasz się o przeszłość.


-Ja czekam-chłopak niecierpliwił się coraz bardziej. Minęła już godzina odkąd jesteśmy w hotelu, a ja jeszcze się mu nie wytłumaczyłam. Tylko, że jakoś nie czuję specjalnej potrzeby, by się zwierzyć.Naprawdę.
-To czekaj, ja nie muszę ci nic mówić-wzruszyłam ramionami.
-Jak to nie musisz? Zabieram cie do Londynu na święta, a nagle ty idziesz pod jakąś willę, przytulasz się z ochroniarzem i na dodatek wręczasz mu jakąś paczkę. Następnie chowasz nas za krzakami, by nikt nas nie zobaczył a teraz mi mówisz, że nie musisz mi się z niczego tłumaczyć?-podniósł brew, wyraźnie zirytowany.
-Tak, dokładnie tak mówię. Masz z tym jakiś problem?-zapytałam przewracając oczami. Uparty jest, właśnie za to go nie lubię.
-Owszem mam. Kogo to był dom?-zadał pytanie, na które jestem w stanie odpowiedzieć.
-Mojego przyjaciela, co w tym złego?-westchnęłam przecierając oczy.
-Twojego przyjaciela?-zamrugał zdziwiony-ale...on jest bogaty, czy jak?
-Można tak powiedzieć.-zmarszczyłam czoło.
-Ehe, więc czemu nie weszłaś i nie przekazałaś mu pakunku osobiście?-kolejne pytanie, uspokój się.
-Mam swoje powody. Zresztą, co cię to obchodzi?
-Czysta ciekawość.-powiedział obojętnie.
-A wiesz, że to pierwszy stopień do piekła?
-Owszem wiem.-westchnęłam zrezygnowana. Wstałam z kanapy, na której siedzieliśmy i poszłam do kuchni. Jest już prawie 21, a ostatni posiłek jadłam rano. Dzisiaj jest Wigilia, więc chyba mogę sobie pozwolić na trochę kalorii, prawda? Wyciągnęłam z zamrażalnika lody czekoladowe, a z szafki łyżkę.
Wróciłam do salonu i sięgnęłam po pilot. Przewijałam różne kanały, szukając jakiegoś filmu. W końcu trafiłam na jakąś komedie. Czułam na sobie wzrok chłopaka, który cały czas koło mnie siedział.
Z każdą sekundą czułam wzrastającą irytację.
-Nie masz niczego do roboty, tylko patrzenie się na mnie?-warknęłam niemiło.
-Nie, nie mam. Masz z tym jakiś problem?-naśladował mnie. Dziecko.
-Tam, mam. Wyobraź sobie, że nie chcę być przez ciebie obserwowana, to ci nie wystarcza?-wywróciłam oczami, by po chwili wstać z wygodnej kanapy. Odstawiłam kubełek lodów i udałam się do swojej tymczasowej sypialni. Przekręciłam zamek w drzwiach, nie chcąc by ktoś..znaczy, by Zedd zakłócał mój spokój. Wzięłam telefon z torebki i z hukiem położyłam się na łóżku. Odblokowałam urządzenie i po chwili mogłam usłyszeć przyjemne dźwięki jednego z najcudowniejszych głosów na tej planecie.Ed Sheeran-mój mesjasz, Bóg oraz przywódca.
Zamykając powieki, dałam się ponieść muzyce. Kojące dźwięki mnie uspokajały.


Białe usta, blada twarz
Oddycha płatkami śniegu
Wypalone płuca, cierpki smak
Światło zgasło, skończył się dzień

...

 
 
 Utknęła w śnie na jawie
Trwa to odkąd skończyła 18 lat
Ale ostatnio jej twarz wydaje się
Powoli zanikać, marnieć
Kruszyć się jak ciastka
A oni krzyczą:
Najgorsze rzeczy w życiu przychodzą do nas same
 Bo kiedy tylko jesteśmy pod wpływem
Zrobimy wszystko dla kilku gramów
Ale ona nie chce wychodzić tej nocy
I na haju leci do swojej ojczyzny

...

 
Na zewnątrz jest zbyt zimno
aby anioły mogły latać
anioły mogły latać
 Anioł umrze
pokryty bielą
zamknięte oczy
z nadzieją na lepsze życie.

Wraz z końcem melodii otworzyłam oczy. Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Wstałam gwałtownie z łóżka, a następnie wyszłam z pokoju. W holu nałożyłam buty, płaszcz, czapkę i rękawiczki. Nie zważając na zszokowane spojrzenie bruneta wyszłam  z hotelu. Fala zimna owiała całe moje ciało i dopiero wtedy przypomniałam sobie, że zapomniałam szalika. Nie zważając na towarzyszący mi chłód, szłam przed siebie pocierając rękoma, zmarznięte już ręce. Pociągając co chwilę nosem, stawiałam kroki otoczona przez kompletna ciemność. Jedynym światłem były miejskie lampy, dzięki czemu było widać spadające płatki śniegu. Nawet gdybym teraz chciała zawrócić, to nie mogłam. Byłam jak w transie, i nie wiem do końca czy to dobrze, czy może jednak źle. Przed oczami miałam tylko cel podróży, który był oddalony o kilkaset metrów. Na ulicach nie było już tego ruchu jak zazwyczaj. Ale co się dziwić, jest już po 23 w nocy, w dodatku mamy święto. Czego miałam się spodziewać? Zmarszczyłam czoło, stojąc na skrzyżowaniu. Po krótkim zastanowieniu skręciłam w prawo, w myślach powtarzając jeszcze raz drogę. 
Po kilku minutach byłam już na miejscu. Wesołe miasteczko. Spojrzałam na cały teren i znalazłam dziurę w płocie. Cudem się przedostałam na drugą stronę. Po chwili odnalazłam ławkę, na której siedziałam kiedyś z Zayn'em. Powróciły wspomnienia..

 Tym ktosiem jest Zayn. Uśmiechnęłam się lekko, a on odwzajemnił ten gest. Popatrzyłam w jego oczy, jezu...jakie czekoladowe, takich jeszcze nigdy nie widziałam. Można w nich utonąć i ja właśnie to zrobiłam.
-Masz piękne oczy-wypaliłam, a on na mnie spojrzał i szeroko się uśmiechną, ja za to spłonęłam rumieńcem, gdy uświadomiłam sobie co powiedziałam
-Dziękuję, ty też masz śliczne- powiedział i znowu zaczął się szczerzyć.
-Dziękuję i przepraszam, nie wiem co mnie napadło, boże nigdy tego nie mówiłam.Co mi odbiło? Nie obraziłeś się?-zapytałam
-Nie oczywiście, że nie. To przecież komplement, prawda? To dobrze, możesz tak robić częściej mała-wyszeptał mi do ucha, a później się zaśmiał.

Uśmiechnęłam się lekko na samo wspomnienie, jednak po moim policzku spłynęła łza, a za nią kolejna. Z trudem uświadomiłam sobie, że to już przeszłość. Że to już nigdy nie będzie miało miejsca. Smutna rzeczywistość.
Sama sobie zgotowałam taki los, taka jest prawda. I pomimo złych wyborów, uczymy się w ten sposób jak żyć. Jak korzystać z życia. Ból jest ogromny, a cierpienie długotrwałe, ale tak musiało być. Po prostu musiało.
-Jesteś tu-usłyszałam szept koło siebie. Wzdrygnęłam się, a do moich oczu ponownie napłynęły łzy.
On.
-Jestem-odpowiedziałam. Poczułam ciepło koło siebie, co znaczyło że usiadł na tej samej ławce.
-Zamarzniesz-stwierdził. Odwiązał swój szalik i zawiązał go dokładnie na mojej szyi. Owiał mnie jego zapach, co przyprawiało mnie o dreszcze.
-Skąd wiedziałeś, że tu będę?-zapytałam patrząc w dal. Nie mogłam patrzeć mu w oczy. Nie wytrzymałabym. Nie wiedziałabym co zrobić. Już teraz z moich oczu lały się łzy, więc nie chcę wiedzieć co będzie gdy odwrócę na niego wzrok.
-Miałem przeczucie. Po tym, jak Louis dostał od ciebie paczkę, każdy wiedział, że jesteś w mieście. Chcieli zacząć cię szukać, ale wiedziałem że to bez sensu-wzruszył ramionami również patrząc przed siebie.
-Jak sobie radzicie?-zmieniłam temat.
-Jest lepiej.-pokiwałam głową. Czułam jak łzy zamarzają na moich policzkach, mimo to nie starłam ich. I tak co chwile pojawiały się nowe.
Przez dłuższy czas trwaliśmy w ciszy. Ciężko było stwierdzić, że była ona niewygodna.
Będąc przy nim, czułam niesamowite ciepło wewnątrz. Oddech zaczął być bardziej nierówny.
-Jak długo mam jeszcze cierpieć?-zapytałam, sama nie wiedząc kiedy słowa wydobyły się na zewnątrz. Przez chwilę nie odpowiadał, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią.
-Wróć-odparł pewnie i w tym momencie na mnie spojrzał. Ja jednak tego nie odwzajemniłam.
-Nie mogę-szepnęłam.
Weź mnie w swoje ramiona.
-Zaczęłam nowe życie, z dala od was. Nie mogę z dnia na dzień tego porzucić.
-Już raz tak zrobiłaś-odpowiedział. Zabolało, nawet bardzo. Czułam jakby ktoś wbił nóż w moje serce.
-I niczego bardziej nie żałuję. To był błąd. Ale większym błędem, było zakochanie się w tobie.-spojrzałam na niego, nie mogąc znieść jego spojrzenia. Czekoladowe oczy wpatrywały się we mnie, jakby nic innego nie istniało. Jednak, to nie było TO spojrzenie.
Przytul mnie.
-Tęsknię za tobą-wzięłam głęboki oddech. 
-Ale nie tęsknisz tak jak ja.
Błagam.
-Patrzysz na mnie jak na obcego. Tak to odczuwam-pokręcił głową.
-A jak mam patrzeć? Czego się spodziewałeś? Nie rzucę ci się na szyję, krzycząc, że dłużej bez ciebie nie wytrzymam.
A nie wiesz nawet jakbym chciała.
-Masz dla kogo wrócić.
-Ale nie dla tego, którego bym chciała. Zayn, zrozum, ja już oswajam się z myślą, że wszystko straciłam i zaczęłam od nowa. Proszę, nie mieszaj mi w głowie. Proszę..-załkałam.
Daj znak, że coś dla ciebie znaczę.
-Bądź szczęśliwa.-powiedział. Pochylił się nade mną i złożył na moim czole krótki pocałunek.  Po chwili patrzyłam jak odchodzi. 
Zaniosłam się dramatycznym szlochem. Uczucie, jakie teraz mi towarzyszyło, było nie do opisania.
Czułam się opuszczona i zdradzona. Zostawił mnie samą, chodź wiedział, że zależało mi, aby tu był. 
Teraz przynajmniej wiem jedno.
Nie zależy mu.
Nie na mnie.





****************************************************************************
Powracam! I to z nowym rozdziałem, po dłuuugiej przerwie. Postanowiłam, co dalej zrobić z tym blogiem. Skończę go takim, jaki jest, a dopiero później zdecyduję, czy chcę go ulepszyć. Postanowiłam również, że go nie usunę. Za dużo wspomnień. 
Kultowy moment! Lena spotyka Zayn'a! Rozdział bardziej uczuciowy, chociaż też nie udał mi się w 100 %. Niestety, smutna rzeczywistość
Nowy rozdział pojawi się...sama nie wiem kiedy. 
Jeśli będę miała wenę!

Skomentuje to ktoś? Błagam...


 
Pozdrawiam i do następnego,
~Sky xx

My black sky.


Cześć wszystkim!
Mam malutką zapowiedź mojego kolejnego bloga "My black sky"
Mam małą nadzieję, że komuś się spodoba.
Co do rozdziału na tym blogu, pojawi się dzisiaj/jutro.
Miłego czytania!









                                                                                                        My black sky.

                                                 
-I love you.
-I love you too.
-Forever together?
-Forever.
-You promise?
-I promise.


Czasami miłość trwa, ale czasami zamiast tego rani.
" (...) -Wiesz, te gwiazdy mają coś w sobie. Uważam, że są jak ludzie. Kiedyś zawsze nadchodzi ich czas by zabłysnąć, by mieć swoje 5 minut. Są też słabsze ogniwa, na które nikt nie zwraca uwagi. Ale gdyby się przyjrzeć, to one nadają wszystkiemu sensu. Tak samo jest z nami. Jesteśmy zwyczajnymi ludźmi, którzy nie mają większego znaczenia w kulturze. Jednak to dzięki nam wszystko jest możliwe. Wystarczy to zauważyć."


Nothing lasts forever.

Nothing stays the same.