Ile Was tu było..

sobota, 24 maja 2014

Rozdział 33


Mieliście kiedyś tak, że zatrzymujecie się na chwilę i nie do końca wiecie, co dalej robić z własnym życiem? Którą drogą pójść, jakich dokonać wyborów, jak poradzić sobie z samym sobą? Ja właśnie teraz tak mam. Nie do końca wiem, jak postąpić by nikogo nie skrzywdzić.
Niestety, znalazłam się w sytuacji patowej, bez wyjścia. Nie ważne co zrobię i tak ktoś na tym ucierpi. Jeśli postanowię odejść od Zedd’a, nie zranię tylko jego, ale też Blance. Natomiast jeśli zostanę z nim i znowu będziemy rodziną, ja będę się męczyć.
Wszystkie wybory są złe.


tydzień później, wtorek
Wyszłyśmy z Blancą do parku, by choć trochę się przewietrzyć. Codziennie robimy sobie jakieś krótsze czy dłuższe wycieczki, nie zważając na to, czy świeci słońce, czy też pada deszcz. Chcę pokazać jej miejsce, w którym się wychowywałam i w którym dorastałam. W którym przeżywałam swoje pierwsze miłostki, gdzie cierpiałam najbardziej, gdzie śmiałam się najgłośniej. Teraz to tylko piękne wspomnienia, które widzę, chodząc w miejsca gdzie kiedyś się to wydarzyło. Mała jest zachwycona owym miastem, powiedziała nawet, że mogłaby się tutaj przeprowadzić, ponieważ pokochała to miejsce. Nie dziwię jej się, tutaj jest atmosfera jak nigdzie indziej. Żaden Paryż czy nawet Nowy Jork temu nie dorówna.
Pomimo, że Londyn jest ogromny, a jesteśmy tu już tydzień, miałam małą nadzieję, że choć na chwilkę, przypadkiem zobaczę kogoś z moich dawnych przyjaciół. Na sekundę. Nie musiałabym z nimi rozmawiać. Chciałabym tylko ich zobaczyć. Niestety, a może i stety, taka sytuacja do tej pory nie miała miejsca. Sama nie wiem czego się spodziewałam. Że nagle, za sprawą magicznej różdżki zobaczę ich wszystkich naraz, a oni rzucą mi się w ramiona, deklarując jak bardzo za mną tęsknili i czekali na mój powrót? Teraz pewnie mnie nienawidzą, nawet Louis. Pewnie ma już rodzinę, dzieci, jak mógłby pamiętać o kimś takim jak ja? Jestem tylko starą przyjaciółką z młodzieńczych lat. Tyle, nikim więcej.
Bolesna i smutna prawda.
W sumie sama nie jestem lepsza. Sama go tak traktowałam przez ostatnie kilkanaście lat. Traktowałam ich jak wspomnienie, które było, ale już nie wróci. Nigdy.

-Mamo, gdzie teraz idziemy?- zapytała dziewczyna, wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałam na nią rozkojarzonym wzrokiem.
-Ekhm…teraz idziemy na lody, co ty na to?-zaproponowałam, na co Blanca ochoczo pokiwała głową. Kto by się dziwił, ja nadal kocham lody, a mam już swoje lata.
Dzisiaj jest wyjątkowo ciepło, więc trzeba korzystać z takich udogodnień.  Pokierowałyśmy się w stronę najbliższej lodziarni, w której kolejka była przeogromna. No tak-pomyślałam-jest czerwiec, turyści się zjeżdżają. Westchnęłam głośno i stanęłyśmy w kolejce. To trochę zajmie.


Cholera! Znowu się spóźnię. Nienawidzę korków, zwłaszcza kiedy jestem z kimś umówiona. Nie wierzę, że Harry przyjechał do Londynu na kilka dni, w końcu gdy ostatnio rozmawialiśmy, twierdził, że nie prędko wyjedzie z Los Angeles. A tutaj proszę! Dzwoni do mnie i mówi, że za godzinę będzie w barze, w którym często się spotykaliśmy. Byłam w takim szoku, że wylałam na siebie wodę, którą akurat wtedy piłam. Zwolniłam się u szefa w pracy do końca tego dnia, i teraz oto siedzę w tym samochodzie czekając aż samochody z przodu postanowią się ruszyć. Niedoczekanie moje. Zaczęłam stukać palcami o kierownicę i rozglądać się, by choć na chwilę zająć myśli czymś innym. Było zdecydowanie zbyt gorąco na moje długie spodnie i koszulę z długim rękawem oraz marynarkę. Uroki pracy w biurze. Nie zdążyłam nawet podjechać do domu i się przebrać, tak się śpieszyłam. Zauważyłam dużą kolejkę po lody, torującą przejście po chodniku. Uśmiechnęłam się na myśl o pysznym deserze. Spostrzegłam jak jakaś dziewczynka skacze z radości, że zaraz dostanie to, na co pewnie długo czekała. Jej matka była odwrócona tyłem do mnie, ale widziałam poruszyła się, pod wpływem śmiechu. Nagle odwróciła się, patrząc na korek uliczny, w którym stałam. Gwałtownie wciągnęłam powietrze i poczułam jak serce przestało bić.

TO ONA.

Nie mogę uwierzyć, że ją widzę. Po tylu latach, mam okazję zobaczyć dziewczynę, teraz już kobietę, która opuściła to miasto tak dawno temu. Moje oczy były wielkości spodków. Miałam ochotę zboczyć z trasy, zaparkować, podejść do niej i…i właśnie, co? Miałam mieszane uczucia. Nie wiedziałam, czy mam się jej rzucić na szyję, czy może uderzyć za to co nam zrobiła. Byłam zdezorientowana.
Usłyszałam trąbienie z tyłu, które wyrwało mnie z szoku. Ruszyłam samochodem do przodu, jadąc już normalnie.
Nie mogłam w to uwierzyć.



Weszłam do środka budynku i wzrokiem od razu odszukałam Harry’ego. Podeszłam do niego przyśpieszonym krokiem i pocałowałam w policzek.
-Cześć Carly! Tak dawno się nie widzieliśmy.-zaśmiał się po czym usiadł powrotem na swoje miejsce. Mruknęłam coś w odpowiedzi. Moje serce nadal biło w przyśpieszonym tempie, nie mogąc się uspokoić. Ta informacja nadal nie mogła do mnie dotrzeć.
-Carly, coś się stało? Jesteś jakaś podenerwowana-zauważył z troską.
-Nie, nic mi nie jest. Cieszę się po prostu, że przyjechałeś. Nie spodziewałam się tego. Poza tym, dawno się nie spotykaliśmy, musimy sprowadzić tutaj resztę, nie uważasz?-starałam się odwrócić jakoś temat. Nieudolnie, najwidoczniej.
-Mów, nie wyjdziemy stąd dopóki nie wydusisz tego z siebie. Widzę, że to coś mocnego.-westchnęłam wiedząc, że nie wygram tej walki. Od czego by tu zacząć?
-Widziałam ją dzisiaj. Przed chwilą, w drodze do ciebie-wydukałam. Zmarszczył czoło w konsternacji.
-Ale kogo? Tylko nie mów mi, że to znowu Sarah, nie chcę żebyś miała zły humor do końca dnia, a wiem, że to możliwe. Co tym razem zrobiła?-zapytał najwyraźniej nie rozumiejąc tego, co chciałam mu przekazać.
-Nie, nie chodzi o Sarah, nie było jej dzisiaj w pracy, więc nie miałam z nią żadnej styczności. Chodzi o kogoś zupełnie innego.-potarłam ręką czoło.
-No to o kogo chodzi?
-Chodzi o kogoś, koga bardzo długo nie widzieliśmy.
-To znaczy? Carly, powiedz co masz na myśli, nie mam zamiaru zgadywać.-zirytował się lekko. Chłopie, zaraz przeżyjesz szok, ja to tylko odwlekam w czasie.
-Widziałam dzisiaj Lene. Lene McCartney, pamiętasz ją?-zapytałam trochę ironicznie. Po jego minie, gdy wypowiedziałam to imię i nazwisko, mogłam się domyślić, że wiedział o kogo chodzi. Wiedział to bardzo dobrze.
-Jak to? Przecież ona wyjechała ponad 15 lat temu!-krzyknął nie pamując nad emocjami, które się w nim kłębiły.
-Wiem, ale widać, że wróciła. Widziałam ją z samochodu. Ale nie wiesz jeszcze najlepszego.
-Nie wiem czego?
-Ona nie była sama-spojrzałam na niego.
-Ma faceta?-podniósł brew do góry.
-Bardzo prawdopodobne. Jeszcze lepiej, ona ma córkę, Harry. Wyglądała na 10-11 lat.-po tych słowach otworzył buzie ze zdziwienia.
-Okey, tego się nie spodziewałem. Jeszcze jakieś niusy?
-Nie wyglądało na to, że przyjechała wczoraj. Musi tu być już co najmniej kilka dni. A wracając do tej dziewczynki, ma oliwkową karnację. Troszeczkę jak mulatka. I te brązowe oczy, nie uważasz, że to dziwne?-zapytałam, snując pewne podejrzenia.
-Nie uważasz chyba, że to dziecko…o kurwa.-podrapał się po karku.
-No właśnie.
-Ale to nie możliwe, był wtedy z Alex, nie myślisz chyba, że ją zdradził. Malik taki nie jest-pokręcił stanowczo głową.
-Wiem. Ale spójrz, on mógł wtedy gdzieś pojechać, trafił na nią, ona była w nim zakochana, skąd wiesz co się mogło wydarzyć?
-Nie wiem, może mówisz prawdę, może nie. Trzeba to sprawdzić. Pogadać z nim, albo znaleźć Lenę. Którą opcje wybierasz?-Spojrzał na mnie z uśmieszkiem.
-Opcję numer swa poproszę.




**********************************************************************************
tam, tara, dam! Szybko to leci, za szybko.
Do następnego! Oby.

2 komentarze:

  1. lol ok pisz dalej lol :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz talent, ale zwalilas gdy dodałaś rozdział 14 lat później :-/

    OdpowiedzUsuń