Ile Was tu było..

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 31

 "Ciepło ogniska domowego wypalało się z każdymi godzinami, miesiącami, latami..aż w końcu zgasło całkowicie".

-Kocham cię, uwierz mi!
-Możesz sobie darować, te nic nie warte tłumaczenia. Nie chcę cie więcej słuchać. Nie wierzę, że to robisz, sukinsynie. Wróć, jak przemyślisz co zrobiłeś i co najważniejsze, jak wytrzeźwiejesz, tu jest dziecko, do cholery jasnej.-zamknęłam mu drzwi przed nosem. Westchnęłam głęboko, czując nieprzyjemny uścisk w żołądku. Usiadłam pod drzwiami nadal nie zbyt w to wierząc. Jak?
Jest 23 w nocy, mamy dzisiaj czwartek, prawie piątek. Blanca śpi już od paru godzin, wciąż nic nie wiedząc o tym co się dzisiaj zdarzyło. Niby dzień jak co dzień, poranna kłótnia, trzaskanie drzwiami. Tyle, że dzisiaj to ja postanowiłam przeprosić. I tutaj popełniłam błąd.
Poszłam do niego do biura, mniej więcej o 14. Specjalnie urwałam się z pracy, nie mogąc znieść poczucia winy. Ale właśnie, jakiej winy? Miałam wrażenie, że za bardzo na niego naskoczyłam, oskarżając go o zdrady. W sumie, nie do końca zdrady. Bardziej chodziło o zalecanie się do innych kobiet. Wiecie, kokieteryjne spojrzenia, dwuznaczne gesty za placami...A później awantura, ze względu, że mu nie ufam. Ufałam. Właśnie, czas przeszły.
Byłam już przed drzwiami jego gabinetu w firmie, którą sam założył. Przez ściany, można było usłyszeć stłumione śmiechy. Nie tylko męskie. Mając coraz większe obawy, nacisnęłam delikatnie klamkę i bezszelestnie weszłam do środka. To co tam zastałam, zmroziło mi krew w żyłach i skutecznie przygwoździło mnie do podłogi. Poczułam dziwne dreszcze.
Jakaś młoda dziewczyna, siedząca wygodnie na biurku, z rozpiętym uniformem i podwiniętą spódnicą. A między jej nogami, na krześle, siedział Zedd. W rozczochranych włosach, bez marynarki, z do połowy rozpiętą białą koszulą.
Ten widok mnie cholernie zabolał.
-Dobrze się bawisz?-zapytałam, najbardziej spokojnym głosem, na jaki było mnie stać. Dokładnie w tym momencie odwrócili swoje głowy, a uśmiechy na ich twarzach zastygły. Ciekawe, nie spodziewali się mnie tutaj? Teraz? Cóż, mieli pecha.
-Lena? Co ty tutaj robisz?-zapytał wystraszony.
-Och, ja? Ja przyszłam cię przeprosić, ale to już nie aktualne.-wzruszyłam ramionami. Czułam się zdradzona..w sumie, jestem zdradzona, więc to uczucie jest jak najbardziej na miejscu.
-Posłuchaj, ja ci to wszystko wytłumaczę- zaczął podchodząc do mnie.
-Nie, tutaj nie ma co tłumaczyć. Wystarczająco widziałam-pokręciłam głową. Spojrzałam na niego ostatni raz i wyszłam. Tak po prostu. Z chęcią wypłakania się, krzyczenia-nie co ja gadam, wrzeszczenia w niebo głosy.
Nie wiem nawet, jak i kiedy dokładnie dotarłam do mieszkania.
Później, wszystko potoczyło się prościej, szybciej. Pojechałam po Blance, która zauważyła moje roztargnienie, ale skutecznie omijałam ten temat. Ona nie musi o tym wiedzieć, przynajmniej nie teraz.
Siedziałam w naszej sypialni, patrząc na nasze zdjęcie, na którym jesteśmy razem z naszą córką. Nie płakałam, nie miałam już na to ochoty. Pokazałabym moją słabość.
Tak oto spędziłam całe popołudnie i wieczór, dopóki nie pojawił się Zedd.
Gdy zamykałam mu drzwi przed nosem, poczułam się jeszcze gorzej. Dotarło do mnie, co się działo między nami w ciągu tych ostatnich kilku lat.Wieczne kłótnie, bez miejsca na miłość. Nieporozumienia stały się rutyną. Zastanawiam się nad tym, czy on mnie jeszcze kocha. Jeśli tak, to okazuje to w bardzo niecodzienny sposób. Jeśli nie, to po co nadal ze sobą jesteśmy? Czemu mnie nie zostawił, mówiąc, że to już nie to, co kiedyś? Miał do tego tyle okazji, a jednak nie skorzystał. Dlaczego?

*5 rano, następny dzień*
Był świt, słońce dopiero wstawało, a ja już od godziny byłam na nogach. Tej nocy nie mogłam spać, ale kto by się dziwił. Cały czas myślałam o tym, co było, co jest i co będzie. I dzięki temu doszłam do jednego- tak dłużej nie będzie.Muszę coś zmienić, bo ten związek stał się od dawna toksyczny.
W trakcie mojego rozmyślania usłyszałam przekręcanie zamka. Przyszedł.
Odłożył swoją teczkę oraz klucze na blat w przedpokoju i powoli przekroczył próg salonu, w którym siedziałam z kamienną miną. Gdy mnie zobaczył stanął w bezruchu, a jego czekoladowe oczy śledziły każdy mój ruch. A raczej jego brak. Innymi słowy, po prostu na mnie patrzył, jakby czekał, aż coś powiem.
-Długo tutaj siedzisz?-rozpoczął trochę niepewnym głosem.
-Wystarczająco.-odpowiedziałam chłodnym tonem.
-Blanca jeszcze śpi?-zadawał kolejne pytania.
-Po co to przedstawienie? Wytłumaczmy sobie wszystko i po sprawie.-usiadł na kanapie naprzeciwko mnie. Spojrzał na nie zdziwiony.
-To znaczy, że mi wybaczysz?
-A kto tak powiedział? Po prostu zastanawiam się, czy to odpowiedni czas, by wziąć rozwód-posłałam mu puste spojrzenie.
-Rozwód? Między mną, a tamtą dziewczyną, nawet do niczego nie doszło!-krzyknął.
-Nie wrzeszcz chociaż raz, błagam-westchnęłam czekając, aż się uspokoi.-Powiedz mi jedno, gdybym tam wtedy nie weszła, przypomniałbyś sobie w pewnym momencie, że masz rodzinę i ją odtrącił, czy nie przerwałbyś tego?-czekałam w napięciu na odpowiedź.Obawiałam się jej, naprawdę. Jednak, po długiej ciszy, tak owej nie dostałam. To było dla mnie jednoznaczne.-No właśnie-pokiwałam głową.
-Mogę zapewnić, że cię kocham Lena, przysięgam.-podszedł do mnie i próbował przytulić ale skutecznie mu to uniemożliwiłam.
-Posłuchaj, ja nie chcę twoich zapewnień. Dostaje je codziennie wieczorami, a następnego dnia to samo, od nowa. To jest błędne koło, Zedd, a ja nie chcę w nim tkwić.-przełknęłam ślinę.
-Ja również, dlatego, naprawmy to. Jeszcze nie wszystko stracone-próbował mnie przekonywać, na co tyle pokręciłam głową.
-Nie, zrozum, ja potrzebuję czasu. To nie jest takie proste.-wzruszyłam ramionami.-Po prostu dajmy sobie trochę czasu. Ochłoniemy i wtedy postanowimy, co dalej z nami będzie.
-Co masz przez to na myśli?
-Wracam do Londynu.





*******************************************************************
Gorzej nie mogłam tego napisać. Przepraszam.

2 komentarze:

  1. Mi się podoba :p
    Jej wraca do Londynu ;) w końcu!!
    Nie mogę się doczekać następnego ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz mi, następny to też dno.
      Co z tego, że jeszcze go nie napisałam, ja to wiem.
      Nie wiem nawet, jak się za niego zabrać.

      Usuń