Ile Was tu było..

środa, 22 stycznia 2014

Rozdział 22



*2 listopada*
Leżąc w łóżku, po raz kolejny zastanawiam się nad tym, co by było gdybym nie wyjechała. Gdybym została w Londynie, z przyjaciółmi. Codziennie dopadają mnie myśli, tego właśnie typu. I za nic w świecie nie potrafię się ich wyzbyć. Może nie chcę. W sumie, to bardzo możliwe, w końcu jeszcze nigdy tak za nikim nie tęskniłam. Za uroczym Niall'em, za romantycznym i trochę zboczonym Harry'm, za zabawnym i troskliwym Liam'em, za gadatliwą i szaloną Carly, za Zayn'em...tęsknie za nim jak cholera. I kocham go jak cholera. Nie wiem nawet czemu. Przecież, nic nie wskazywało na to, że kiedykolwiek poczuję do niego coś więcej. Nigdy.
"Najtrudniej uleczyć się z miłości, która przyszła nagle".
Och, jakie to prawdziwe. Gdyby tylko on-zacisnęłam oczy, czując nadchodzące łzy-gdyby tylko on to odwzajemniał. Ale jak? Nie dałam mu żadnego powodu. Żadnego. 
Tęskniłam za Louis'em. Za nim najbardziej. Tęsknie za moim przyjacielem, bratem-po prostu za nim. Do tej pory pamiętam jedno zdarzenie i raczej szybko się go nie pozbędę...

-Lena!-krzyknął radośnie goniąc mnie wzdłóż plaży.Biegłam nie mogąc przestać się śmiać, co chwilę zaglądając przez ramię na zdyszanego chłopaka.Był coraz bliżej,nie mogłam się tak łatwo poddać. Nie nazywałabym się Leną McCartney.
-Wymiękasz?!-odkrzyknęłam nie zaprzestając biegu. Nie odpowiedział, więc spodziewałam się, że nie usłyszał. Chwilę później straciłam równowagę i upadłam na ziemię, a przyczyną tego spektakularnego wypadku, był nie kto inny, jak sam Louis. Jęknęłam niezadowolona z takiego obrotu spraw. -Och, zawsze jak już masz przegrać powalasz przeciwnika na ziemię. To nie fair. Musisz się nauczyć co to znaczy przegrana, a nie-marudziłam pod nosem, nadal leżąc na piasku.
-Och, doprawdy? Przecież ja się potknąłem-wywrócił oczami w ten jego dziwny, ale słodki sposób.
-Jasne, wmawiaj sobie. Dobrze, sprawiłeś, że przegrałam, właściwie-przegraliśmy. A teraz, ładnie cię proszę, zejdź ze mnie. Nie ważysz już 20 kilo.-sapnęłam próbując go z siebie zrzucić. Nieskutecznie. Mąło tego! Jeszcze bardziej się na mnie rozłożył. Oparł się rękoma po moich dwóch bokach i oparł o nie głowę. Zaczął mnie świdrować tymi swoimi oczami, o nieodgadnionym kolorze.
-Coś mówiłaś?-odparł niewzruszony, i na jego twarzy pojawił się drwiący uśmieszek.
-A nie słyszałeś? Człowieku, masz 18 lat i takie problemy ze słuchem? Ja naprawdę nie chce wiedzieć, co będzie za kilkanaście lat.-pokręciłam głową z udawanym smutkiem.
-Za kilkanaście lat to będziemy małżeństwem z dwójką bachorów biegającymi pod nogami.-uśmiechnął się szeroko.
 -Pff...nawet w najśmielszych snach. Nigdy bym za ciebie nie wyszła. To by było kaziroctwo. Poza tym twoja twarz, wcale nie działa na twoją korzyść.-odparłam z równie pięknym uśmiechem. Wystrzeżył oczy, jakby co najmniej widział przed sobą kosmitę. Cóż, to nie jest pocieszająca obcja.
-I kto to mówi, skarbie? Widziałaś się kiedyś w lustrze? Chociaż, wiesz, pewnie nie, w końcu wszystkie i tak pękały-wzruszył bezradnie ramionami po cyzm westchnął teatralnie. Przweróciłam na to oczami."Och,Lou, ty dzieciaku..."
-Tak, przejrzałeś mnie. Co ja teraz pocznę? Jaki będzie mój los, mój luby?!-powiedziałam przejęta.
-Znowu mówisz tymi tekstami z książek. Przecież wiesz, że nie rozumiem co do mnie mówisz.-zirytował się.
-Może dlatego, że nigdy żadnej nie przeczytałeś?-zaśmiałam się. Ja jestem molem książkowym, a on?! On nigdy, powtarzam NIGDY nie przeczytał książki do końca. Dla mnie do tej pory to jest szok.
-Marudzisz. Wiesz co? Będzie mi brakować naszych rozmów i tych spotkań.-westchnał przeciągle po czym sturlał się na miejsce obok mnie. Oparłam się na lewym łokciu i spojrzłam na niego z rozszeżonymi oczami.
-Jak to: będzie mi brakować? Dokądś się wybierasz?-zamrugałam powiekami rozbawiona.
-No jak to? Przecież jak zostanę gwiazdą światowego formatu, zdobędę miliardy fanek, będę czarował kobiety moim cudownym głosem, będę je w sobie rozkochiwał i sprawiał, że zapomną o tym, że kogoś miały. To będzie piękne. Już sobie wyobrażam te blaski fleszy, oślepiające swiatła, kiedy ja będę stał na największej scenie świata i śpiewał moją ulubioną piosenkę.-spojrzał na mnie rozmarzonym wzrokiem. Uśmiechnęłam się lekko.
-Louis, kocham twoje marzenia. Naprawdę. To, że w nie wierzysz jest cudowne, a to, że mierzysz nimi na skalę światową jest niewiarygodne. I wiesz co ci powiem? Zostaniesz najsławniejszym piosenkarzem, jaki chodził po tej ziemi. Jestem tego pewna. Ale tu i teraz, masz mi obiecać, że nigdy mnie nie zostawisz, a nawet jeśli, to że zawsze będziesz za mną tęsknił, jasne?-wyciągnęłam w jego stronę mały palec prawej ręki i czekałam aż połączy go ze swoim. Taki nasz mały znak wskazujący największą obietnicę. 
-Obiecuję.-powiedział z najpiękniejszym uśmiechem, jaki widziałam kiedykolwiek.
-Ja też-szepnęłam.

Czy wtedy kłamałam? Oczywiście, że nie. Spełniłam nawet swoją przysięgę. Zostawiłam go, ale cały czas tęsknię. Nie mogłoby być inaczej. Nigdy. To w ogóle nie do pomyślenia, nie po tylu latach. Niektórzy ludzie nie wierzą w przyjaźń damsko-męską. Mówią, że kiedyś i tak któraś ze stron zakocha się w drugiej. Większej bzdury nigdy nie słyszałam. Tacy ludzie, powinni zobaczyć nas. Jesteśmy tego idealnym przykładem. Nigdy nie widziałam takiej relacji pomiędzy dwojga ludźmi. Zawsze się wspieraliśmy. Nawet w najbardziej szalonych marzeniach. Pamiętam jak parę lat wstecz, w mojej głowie zrodził się pomysł, by zostać stylistką i tworzyć kolekcje ubrań dla najsławniejszych jak i zwykłych ludzi. Wtedy to wydawało się takie nierealne, ale za razem takie ekscytujące. Lou wtedy wziął mnie w ramiona i powiedział, że zrobi wszystko by pomóc mi to osiągnąć. I pomógł. Nakłonił mnie na te studia. Dzięki niemu, zaczęłam moje "nowe życie", w którym nieustannie myślę o starym.
Czym on sobie zasłużył na takie traktowanie z mojej strony? Niczym. Był, jest i zawsze będzie moim najlepszym przyjacielem. Innego być nie może.
Pod wpływem chwili sięgnęłam po telefon leżący na łóżku i wybrałam jego numer. Zadzwoniłam. Pierwszy sygnał. Drugi. Trzeci ( ...)
-Halo?-usłyszałam przygaszony głos mojego przyjaciela. Poczułam uścisk w okolicach serca. Nie chcę słyszeć tak smutnego głosu.-Halo? Jest tam kto?-powtórzył lekko zirytowany.
-Louis..-szepnęłam czując łzę spływającą po moim policzku. Nie chciałam jej zatrzymywać.
-Lena?-odszepnął głosem pełnym niedowierzania, ale i nadziei.
-Tęsknie, Lou-pwoiedziałam cichutko. Przymknęłam oczy wsłuchując się w jego głos.
-Ja też, mała. Ja też.-powiedział łamiącym się głosem.
-Dotrzymałam obietnicy-zagryzłam wargę czekając na jego reakcję. Wiedziałam, że zrozumie przekaz moich słów.
-Ja też jest dotrzymałem-powiedział po kilku chwilach ciszy.
-Ja sobie bez was nie radzę. Bez ciebie, to straszne. Mam prośbę..-powiedziałam płaczliwym głosem dławiąc się własnymi łzami.
-Co tylko chcesz-rzekł takim samym głosem jak ja. On płacze..o boże. Co ja narobiłam?
-Wyślę ci jeden list, ale proszę nie odpisuj, nie mogłabym znieść czytając odpowiedź. Obiecujesz?-zapytałam powstrzymując kolejne łzy.
-Lena...-szepnął.
-Louis, obiecaj mi to.Proszę-mój głos był minimalnie silniejszy, chociaż w zwykłej rozmowie porównywany byłby do głośniejszego szeptu.
-Obiecuję.Kocham cię, Lena-w tym wyznaniu odczytałam wszystkie jego emocje, z którymi zapewne sobie nie radzi. Odczytałam całą naszą przyjaźń.
-Ja ciebie też Lou, ja ciebie też.-rozłączyłam się kończąc tym samym naszą rozmowę. Rzuciłam telefonem o ścianę i podkuliłam nogi, cicho szlochając.
"To była zła decyzja. I teraz jej żałuję".
 

1 komentarz: