Ile Was tu było..

niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział 21.

 "Nowe miejsce, nowe życie, nowa ja..."

*2 września*
Cóż, powiem tak w skrócie co się u mnie działo, ponieważ czuję, że za chwilę się spóźnię na zajęcia. Tak, dobrze czytacie-zajęcia, ale o tym później. Pamiętacie list, który dostałam od mojej "niby ciotki"? Och, oczywiście, że pamiętacie. No więc sprawa się wyjaśniła. Tak więc, okazało się iż ktoś zrobił sobie ze mnie żart. Nie, nie odpisałam, po prostu sprawdziłam adres na drugiej stronie. Głupie dzieci. Zresztą nie ważne. W czasie wakacji załatwiłam sobie wszystkie sprawy związane z akademikiem, uczelnią-nawet udało mi się rozwiązać sprawę pieniędzy. To tak w woli uściśnienia- zostałam przeniesiona do Paryża! Mieszkam w akademiku, który nie jest najtańszy, ale uznajmy, że to koszta wliczone w studia. Właśnie-studia. Kosztują mnie kupę kasy, a biorąc pod uwagę to, że z moich oszczędności pozostały marne grosze, przyjęłam pomoc Matta. Swoją drogą, nie mam pojęcia jak początkujący student ma tyle kasy. Ale dobra, nie zastanawiajmy się nad tym. Oczywiście, zobowiązałam się do oddania całej sumy co do ostatniego grosza.
Jestem tu już od miesiąca, więc zdążyłam się już zakwaterować w moim pokoju. Na szczęście jestem sama-dzięki ci Boże. Jest nie wielki, ale mi idealnie starcza.Dodatkowo mam małą łazienkę więc nie muszę jej dzielić z jakimiś ludźmi ,których bądź, co bądź-nie znam. Kuchnie mamy na pierwszym piętrze, wspólną, ale za to dużą by pomieściła nas wszystkich. Są tu około 4 piętra w każdym po 6 pokoi więc nie jest najgorzej. Obok jest następny akademik, i następny, i następny, ws umie się pogubiłam. Jest ich chyba pięć. Budynek nazywany potocznie szkołą znajduję się 2 ulice stąd co znacznie ułatwia mi sprawę. Nie muszę wydawać cennych pieniędzy na autobus. W sprawie pieniędzy, nie jest źle. Dwa tygodnie temu zatrudniłam się w typowo angielskim (!) barze. Nawet nie wiecie, jak się z tego cieszyłam. Nie tylko dlatego, że nie będę musiała się posługiwać językiem francuskim, co swoją drogą coraz lepiej mi idzie, ale od zawsze chciałam pracować w barze. Kojarzy mi się to z luźnym życiem, który od teraz zaczynam prowadzić.
Takie oto przemyślenia prowadziłam, kiedy zbierałam się do wyjścia z pokoju. Wzięłam torbę w której mieściły się same zeszyty( to właśnie plus tej szkoły, książki są używane tylko do niektórych zajęć!), telefon oraz inne drobiazgi takie jak plan zajęć. Dzisiaj mam osiem lekcji.Jeeej. A konkretniej:
1. Francuski
2.Stylizacja
3.Sesja
4.Zajęcia w praktyce
5.Zajęcia znajomości stylu
6.Projekty
7.Szycie
8.Technika
Wprost  nie mogę się tego doczekać. Nadal nie odkryłam co to znaczy "zajęcia w praktyce", chociaż sądzę, że to będzie jakaś improwizacja wizualna. Najważniejsze jest to, żebym dała sobie radę.
Właśnie stoję u bramy mojego nowego życia. I w przenośni i w realu oczywiście. Czuję jak mi się pocą dłonie, choć nie wiem z jakiego powodu. Biorę głęboki oddech i wchodzę na teren szkoły. Idę chodnikiem mijając grupki uczniów, którzy witają się po 2 miesiącach, przez które się nie widzieli. Chociaż wiem, że nie ja jedyna jestem tu nowa czuję się wyjątkowo samotnie. Kiedyś to było nie do pomyślenia. Oczywiście, nie byłam najpopularniejszą dziewczyną w szkole, nie miałam swojej świty i nie rządziłam się, ale byłam lubiana. A tutaj, nikogo nie znam. W tym momencie, przez myśl mi przeszło, że mogłam zostać w Londynie. Albo przynajmniej w Anglii. Ale nie-ja musiałam wynieść się do innego kraju, inaczej przecież nie była bym sobą, nieprawdaż? Zgromiłam się w myślach, nie mogę się nad sobą użalać. Temat zamknięty, koniec kropka. Zacisnęłam pięści i ruszyłam po długich schodach do drzwi. Popchnęłam je i weszłam. Nagle cała moja pewność siebie wróciła do mnie z podwójną mocą. Uniosłam wysoko głowę i szłam przez długi i szeroki korytarz odprowadzana kilkoma spojrzeniami, które na chwile obecną mnie nie obchodziły. Przybrałam maskę obojętnej i w środku tez taka byłam. Ponownie. Miałam na tyle odwagi by patrzeć niektórym ludziom prosto w oczy z kamienną twarzą. O taak- witajcie studia. Ludzie, nie wiem dlaczego, dziwnie na mnie patrzyli. Co ze mną nie tak? A tak, chyba już wiem. Wszystkie dziewczyny tutaj mają na sobie obcasy, tonę makijażu i drogie ciuchy, kiedy ja mam na sobie glany, krótkie spodenki i luźną koszulkę z nazwą jakiegoś zespołu Rock'owego, a mój makijaż ogranicza się do tuszu do rzęs i kremowej pomadki. Tak, zdecydowanie się wyróżniam. Nie powiem, że to lubię, bo tak nie jest, ale cóż, jak lubią to niech patrzą. Naprawdę, jest na co-mam nadzieję, że wyczuliście tą ironię. Oby. Z torby jakimś cudem wyjęłam mój plan lekcji i po sprawdzeniu co mam pierwsze udałam się do tablicy z rozkładem sal. Chyba ktoś o mnie pomyślał, ponieważ ta szkoła jest ogromna i wątpię bym znalazła klasę w ciągu 10 minut. To rzecz niewykonalna. Zapomniałam wspomnieć, że to angielska szkoła. Tak, na razie same plusy. Udałam się na piętro i ruszyłam po odpowiednią klasę. Po sprawdzeniu, że mam jeszcze 7 minut, usiadłam wygodnie na parapecie i włożyłam do uszu słuchawki po czym pościłam moją ulubioną piosenkę Black Veil Brides-Victory Call. Cóż, mam dziwny gust muzyczny, słucham tego co mi wpadnie w ucho, ale ten zespół zalicza się do moich ulubionych. Gdy wyleciały pierwsze nuty utworu spojrzałam w stronę okna. Wychodziło ono na dziedziniec więc mogłam bezkarnie oglądać innych uczniów.Szkoła jak każda inna, dzieli się na grupy. Oczywiście, bo jakżeby inaczej. Widać było plastiki, bandę żartownisiów, tych poważnych, tych zwykłych, plotkarzy i tych przystojnych. Tak, przystojnych. Zobaczyłam czterech chłopaków pod drzewem którzy wyglądanie na nadzwyczaj normalnych. Z pozoru. Wystarczyło obejrzeć się dookoła a można było ujrzeć że większość dziewczyn się na nich patrzy maślanym wzrokiem. Pięknie. Przyjrzałam się im. Jeden wysoki z brązowymi włosami postawionymi na żeli zielonymi oczami-to znaczy tak mi się wydaje, nie widzę dokładnie. Ubrany w zwyczajne czarne dżinsy i koszulę w kratę. Obok niego stoi blondyn tego samego wzrostu i tak samo włosami postanowionymi na żel. Obok blondyna stoi szatyn z brązowymi oczami który przypomina mi Liam'a. Przewróciłam oczami na to porównanie. Ale to nie oni zwrócili moja uwagę. O korę drzewa opierał się brunet z ciemno brązowymi oczami. Krótkie włosy obcięte po bokach, natomiast grzywka postawiona na żel. Oczywiście. Obczaiłam go całego i stwierdziłam, że mamy podobny styl. Glany, czarne spodnie i jakaś koszulka. Zirytowałam się, ponieważ aż za bardzo przypomina mi Zayn'a. Już go nie lubię. Ciekawe z którego roku są.Nie wyglądają na starszych ode mnie, co wcale mnie nie pocieszyło. Ostatnie czego chcę, to chodzić z nimi na jakieś zajęcia. Zorientowałam się, że właśnie zadzwonił dzwonek ponieważ, zobaczyłam jak każdy wchodzi do budynku. Schowałam słuchawki do torby i weszłam do klasy. Spojrzałam na nią i wyglądem nie różniła się niczym szczególnym od zwykłych klas. Tylko tyle, że była trochę większa, a każda ławka była osobno. W duchy się ucieszyłam, ponieważ nie będę musiała z nikim jej dzielić. Nie chodzi o to, że jestem samolubna, po prostu nikogo nie znam. Tak, to na pewno to. Usiadłam w przedostatniej ławce, po drugiej stronie biurka nauczyciela. Uczniowie zaczęli wchodzić i zajmować miejsca. Nagle, podeszła do mnie jakaś blondynka. Oho, czuję, że się nie polubimy.
-To moje miejsce-warknęła. Podniosłam brwi i spojrzałam na miejsce w którym siedzę.
-Wybacz nie widzę żadnego podpisu, więc nie jest twoja-powiedziałam oschle a jakiś chłopak za mną zarechotał. Nie zwróciłam uwagi na niego, tylko cały czas patrzyłam w oczy tej dziewczyny.
-Zejdź, albo bliżej poznasz mojego chłopaka-usiłowała mnie zastraszyć.
-Nie powiem, kusząca propozycja.-uśmiechnęłam się do niej sztucznie.
-Grr-warknęła ponownie, a ja się zaśmiałam
-Uh, jakie dźwięki. A teraz odejdź zasłaniasz mi widoki-powiedziałam jadowicie i obserwowałam jak odchodzi do ławki po drugiej stronie klasy.Po chwili chłopak siedzący z tyłu mnie szturchnął.Z ociąganiem się do niego odwróciłam.
-Czego?-powiedziałam nie zbyt uprzejmie.
-Pierwszy raz słyszę, by ktoś sprzeciwił się Tinie-powiedział z uśmiechem.
-Niby czemu?-powiedziałam utrzymując rozmowę.
-Chodziłem z nią do liceum, uwierz mi, uważa się za królową.-pokiwał z politowaniem głową.
-Cóż, ja nie znoszę hierarchii więc dla mnie jest na razie nikim.
-Chyba cię polubię-uśmiechnął się i podał mi rękę.-Jestem Look-z lekkim wahaniem uścisnęłam dłoń.
-Jestem Lena-uśmiechnęłam się lekko
-Miło poznać-powiedział i w tym samym czasie do klasy wszedł nauczyciel i zaczął te swoje pierdoły na temat francuskiego. Jest to wysoki brunet o niebieskich oczach i zachrypniętym głosie.
-Dzień dobry klaso. To wasz pierwszy rok, więc wykażcie się. Dobra zaczynamy-i tak spędziliśmy 45 minut w towarzystwie pana Lockwood'a. Po jego lekcji stwierdziłam, że jest świetny. Potrafi się śmiać i opowiadać dowcipy, ale to tylko pierwsza lekcja, nie dajmy się zwieść. Po dzwonku wyszłam na korytarz i udałam się pod następna klasę. Nagle ktoś złapał mnie za ramię więc się odwróciłam. Look, bo którz by inny.
-Hej, nie zdążyliśmy pogadać.-uśmiechnął się.
-Przecież gadaliśmy-przypomniałam mu naszą małą konwersację.
-Och, dziewczyno. Ja mówię pogadać a nie zapoznać się. Co teraz masz?-zapytał
-Eeee, stylizacje-powiedziałam, spoglądając na plan zajęć.
-To świetnie, ja też! Chodź-złapał mnie z łokieć i pokierował w stronę klasy. Weszliśmy do niej i zajęliśmy miejsca. Ta klasa wyróżniała się tym, że ławki tworzyły duże półkole, co wydaja się oczywiste zważając na to, że to lekcja stylizacji. Look zaczął rozmowę i tak oto przegadaliśmy całą przerwę. Okazał się fajnym chłopakiem, chociaż znam go jakąś godzinę. Ale przecież to szczegół, czyż nie? Gdy zadzwonił dzwonek do klasy schodzili się uczniowie a między innymi brunet którego wraz z kolegami obserwowałam z okna. Świetnie-lepiej trafić nie mogłam. Co było najlepsze? Że pan Tajemniczy kumpluje się z Look'iem. Pięknie, ten rok będzie świetny...
Po skończonych zajęciach udałam się do akademiku. Kolejny raz okazało się, że mam szczęście, ponieważ Look mieszka w tym samym akademiku co ja, tyle, że piętro wyżej.
Dochodzi już 15:40 a ja jeszcze nie jestem gotowa do pracy! Bar mieści się dobre 10 minut piechotą, a ja nawet nie jestem ubrana. Podeszłam do szafki i wyjęłam z niej podarte dżinsy oraz bokserkę. Spakowałam jakieś rzeczy do torebki oraz niezbędne słuchawki. Ubrałam wygodne trampki i w trybie natychmiastowym zakluczyłam drzwi od pokoju by następnie wyjść z budynku i pędem ruszyć w stronę baru.
Otóż, moje miejsce pracy nie jest pijańskim barem dla zboczeńców. Co to to nie. Otwieramy o 10 rano a zamykamy o 24 z wyjątkami w soboty. Wtedy zamykamy nawet o 2 w nocy.. Tak, to oczywiste że wieczorami i w weekendy są większe tłumy, ale w moich godzinach pracy nie jest tak źle. Równo o 16 chodziłam już z notatnikiem i długopisem w ręku i zbierałam zamówienia. Oczywiście uprzednio musiałam spiąć włosy w kucyka, ponieważ już zdążyłam się przekonać, że mój szef nie toleruje ich rozpuszczonych. Zadufany głupek. Moja praca nie jest tak męcząca jak na początku może się zdawać. Do pomocy mam jedną dziewczynę ze szkoły Meredith. Całkiem miła i jak się okazało normalna.
Gdy wychodziłam z pracy była 22.00. W weekendy mam 3 zmianę więc wtedy jest najgorzej, ponieważ zawsze zamykam. Gdy dotarłam do "domu" i weszłam do mojego pokoju nawet się nie przebierając runęłam na łóżko i natychmiastowo zasnęłam.

"Czasami normalność jest nudna-ale tylko czasami".

"Życie to brudna gra. Tutaj nie ma zasad".

2 komentarze:

  1. Pierwsza! ;)
    Rzadko mi się to zdarza, a tym razem... sukces :D
    Rozdział ciekawy, prosto napisany, przeczytany jednym tchem.
    Czego chcieć więcej? ;)

    Zapraszam na prolog do mnie: http://lost-in-the-dark-harry-styles.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń