Ile Was tu było..

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 19


Pokłóciłam się ze szczęściem , nadzieję kopnęłam w dupę , miłość wyzwałam od szmat , a ze smutkiem piję wódkę .. `



Siedzę. Oddycham.Czuję.Widzę. Wszystko wskazuje na to, że jeszcze żyję. Więc co sprawia, że odczuwam jakby coś we mnie umarło? Czemu czuję się taka pusta? Wyprana z emocji? Czemu nie płaczę, tylko tępo wpatruję się w okno za którym pada deszcz? Czemu zamiast krzyczeć i histeryzować, ja jestem oazą spokoju? Czuję się taka nijaka. Jakby moja dusza wyszła gdzieś zaszaleć, żyć pełnią życia, a moje ciało pozostało nieruchome. Nie myślę o niczym,nie zastanawiam się nad nierozwiązanymi sprawami. Nie ma mnie.Moje serce wciąż bije, ale jakby nie we mnie, nie dla mnie. Widzę wszystko w czarno-białych kolorach. Słyszę grzmot. A może to ja rozdzieram się od środka? Może mam wszystkiego dosyć jednocześnie nie mając o tym najmniejszego pojęcia? Może moja psychika jest już zbyt słaba? Za dużo"może" Kręci mi się w głowie, choć nie mam pojęcia od czego. Przecież nic nie robię. No właśnie"nic" Nie robię nic, by zacząć z powrotem żyć. Tak jak kiedyś. Kiedy byłam szczęśliwa. Kiedy byłam małą dziewczynkę, nie wiedzącą co to miłość, a największy ból jaki mogłabym przeżyć to tęsknota za utraconą lalką, misiem lub inna zabawką, która była częścią mnie.Kiedy bawiłam się z Lou nie wiedząc co przyniesie jutro. Kiedy całymi dniami się śmiałam, nawet nie podejrzewając jak kiedyś będę płacić za te wszystkie radosne momenty. Tylko jaką ceną? Nieszczęśliwej i nieodwzajemnionej miłości? Miłości do przyjaciela? Przecież to nie logiczne. To nie ma prawa bytu.A jednak-jest i daje o sobie znać w postaci bólu. Uświadomiłam sobie jedną ważną rzecz-nie walczyłam. Nie walczyłam o jego względy, o niego samego. Nie walczyłam o miłość która z każdym dniem wypełniała mnie coraz bardziej, jednocześnie mnie niszcząc. Ale co miała zrobić? Stanąć na drodze jego szczęścia, psując mu wszystko co zbudował? O nie. Nie byłabym do tego zdolna. Nie potrafiłabym tego zniszczyć. Co z tego, że to może nie jest ta jedyna? Ważne, że jest szczęśliwy, a tego zburzyć po prostu nie mogę. Ponieważ wiem ile takie szczęście kosztuje. Ile trzeba cierpienia, by to zdobyć. 
Pukanie wybudziło mnie ze swojego świata, w którym tak dobrze się czułam.
-Proszę-powiedziałam lekko zachrypniętym głosem.Spojrzałam w kierunku drzwi, które po chwili się uchyliły i ukazały postać Matta. Uśmiechnął się lekko i usiadł na łóżku obok mnie.
-Twój telefon od rana wariuje-podał mi telefon który bezustannie wibrował. Nawet nie sprawdzając kto dzwoni, wysyła wiadomości lub robi inne rzeczy położyłam urządzenie obok mnie.
-Lens, musisz dać im znak życia. Oni się niepokoją. Nie rozmawiałaś z nimi od 3 dni-spojrzał na mnie wymownie. Trzy dni-tyle już tu byłam. Czułam się tutaj dobrze, jak w moim małym azylu jakim był pokój chłopaka, który łaskawie mi udostępnił na mój czas pobytu.
-Wiem-westchnęłam i powoli sięgnęłam po komórkę. Patrzyłam na nią przygryzając wargę. Co mam zrobić?
-Nie rozmawiaj z nimi-powiedział jakby czytając mi w myślach. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Czemu?-myślałam, że będzie mi wręcz kazał to zrobić.
-Bo to się źle na tobie odbiję. Odpisz każdemu na jednego sms'a. Tak będzie najlepiej. Taka osobista wiadomość dla każdego. Takie pożegnanie.-Matt już przyjął do siebie fakt iż tam nie wrócę. Nie ma mowy. Teraz jako wierny przyjaciel mi w tym pomaga jak tylko może. Nie wiem nawet czy kiedykolwiek mu się za to odwdzięczę.
-Mam przeczytać te wszystkie sms'y? -spojrzałam na niego, a on się lekko uśmiechnął
-Wiesz, że musisz. Wtedy pozbędziesz się przynajmniej uczucia, że coś tam zostawiłaś.
-Dobrze, ale obiecaj, że będziesz przy tym.Proszę-szepnęłam
-No pewnie-pocałował mnie w czoło i wstał podając mi rękę którą bez wahania chwyciłam.
-Gdzie idziemy?-zapytałam podchodząc z nim do szafki.
-Musimy stąd wyjść. Zakisisz się tutaj za chwilę. Zresztą musisz to przeczytać na gruncie neutralnym patrząc na te wszystkie widoki. Choć-wepchnął mi do rąk jakieś ubrania i posłał do łazienki. Gdy ubrałam się w krótkie szorty, białą bokserkę i koszulę w kratę zrobiłam lekki makijaż oraz wyczesałam włosy, po czym wróciłam do blondyna.
-No, w końcu wyglądasz jak człowiek-zaśmiał się sięgając po klucze i wyprowadzając nas z mieszkania.
-Dzięki-mruknęłam wyraźnie nie zadowolona jego komentarzem.
-Idziemy na lody i sheaka -oznajmił idąc w przeciwnym kierunku niż ostatnio.
-A to nie to samo?-zapytałam podziwiając piękne rzymskie uliczki mające niektóre po 100 lat.Taki klimat mi odpowiada.
-Nie. Lody są do jedzenia, a sheaki do picia geniuszu-popukał się w czoło.
-Oczywiście. Przecież to wcale nie jest jedynie różnica gęstości-wywróciłam oczami zakładając na nos okulary.
-No dokładnie! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że to rozumiesz. Wzięłaś ze sobą telefon?-zapytał poważnie.
-Nie, ty go wziąłeś-powiedziałam nie zwracając na niego najmniejszej uwagi. Te zapachy i widoki skutecznie mi tu uniemożliwiały. Tutaj się można poczuć jak w ukochanym domu.
-Skąd niby to wiesz?-podniósł jedną brew. Wiedziałam to nawet bez patrzenia.
-Znam cię-w końcu zaszczyciłam go moim spojrzeniem. Trafiłam bezbłędnie.
-Znasz, znasz, znaasz- przedrzeźniał mnie co doprowadziło mnie do śmiechu.
-Ależ oczywiście. Nie sądzę byś w to wątpił. -spojrzałam na niego spod moich okularów.
-Ja? Niiigdyy-podniósł ręce do góry w geście obrony.
-No ja myślę. Kiedy znajdziemy ten "neutralny grunt"? Chcę to w końcu przeczytać i mieć z głowy-powiedziałam wzdychając.
-Mówisz to w taki sposób, jakbyś już o nich zapomniała-wypomniał mi
-Nie zapomniałam. Ale się staram więc mi tego nie utrudniaj.-spiorunowałam go wzrokiem
-Tak, jasne. Ja wiem swoje. Dobra chodź, tam jest jakaś lodziarnia-pokazał ręką w kierunku budynku.
-Wiesz jak to zabrzmiało?-uśmiechnęłam się lekko, nie chcąc doszczętnie zniszczyć mojej maski "Mam to GDZIEŚ".
-Owszem wiem, I nie rozumiem co ci w tym nie pasuje?-również się zaśmiał.
-Mi? Absolutnie nic.-odpowiedziałam stanowczo. Powiedziałam do niego, żeby w końcu poszedł po te lody uprzednio dając mi mój telefon. Usiadłam na pobliskiej ławce kładąc urządzenie obok siebie. Starannie omijałam go wzrokiem, zważając na to, że ciągle wibruje co zwiastuje kolejną falę sms'ów. Niezmiernie się cieszę, serio.Patrzyłam we wszystkie możliwe strony ni mogąc znieść napiętej atmosfery. Napiętej atmosfery między mną i telefonem? Nie no, to było dobre. Widać moja choroba psychiczna zaczyna się ujawniać.
-Przeczytaj to w końcu-warnknął Matt pojawiając się koło mnie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
-Boję się-wyznałam wzdychając
-Wiem i wyobraź sobie, że mam do gdzieś. Czytaj!-powiedział zniecierpliwiony podając mi komórkę. Odblokowałam białe urządzenie i weszłam w skrzynkę wiadomości. Liczba która tam widniała, nie powiem, wprawiła mnie w lekki szok. 247 sms'ów razem. Boże, oni nie mają co robić? Nudzą się tam czy jak? Spojrzałam na chłopaka siedzącego obok mnie i zobaczyłam, że miał minę jakby y się tego spodziewał.
-Wiedziałeś?-spytałam patrząc na niego uważnie.
-Jak rano sprawdzałem to było o 40 sms'ów mniej. nie zwlekaj już-pospieszył mnie, choć teraz z perspektywy czasu nie miałam na to najmniejszej ochoty. Po chwili jednak się przemogłam i otworzyłam sms'y od Carly.
Gdzie ty jesteś, do cholery?!
Zdajesz sobie sprawę, że KAŻDY się o ciebie martwi?
Nie wierzę, że uciekłaś! Przecież to nie w twoim stylu!
Czemu nic nie wiem? Czemu nic mi nie mówiłaś? Pomogłabym ci! -Akurat.
Zadzwoń, daj znak życia! Proszę...
Było mi ciężko czytając kilkanaście takich wiadomości. Drżącymi rękoma odpisałam.
Przepraszam, ale wiem, że już za późno na moje tłumaczenia. Jestem w bezpiecznym miejscu.Dziękuję xx.Żegnaj...
Wysłałam i weszłam w wiadomości od Chrisa.
Mogłaś się przynajmniej pożegnać. Powiedzieć, ze nas opuszczasz! Wiem, że to prze NIEGO.
Coraz częściej zastanawiam się nad powiedzeniem im prawdy, wiesz?
Gdzie ty u diabła, jesteś?!
Przepraszam, wiem, że popełniłam błąd. Nie wypominaj mi go, bo i tak mam już tego dosyć. Dziękuję xx
Kolejne wiadomości od Nialla i Harrego były podobne do poprzednich. Serce łamało mi się jednak jak przeczytałam sms'y Louisa.
Czemu to zrobiłaś?
Miałaś mnie nie opuścić. Kłamałaś? Ty?
Nie spodziewałem się tego po tobie, nie po TOBIE...
Wiem, że to musi być cholernie ważny powód, ale ta niewiedza mnie zabija.
Przepraszam, że ci nie pomogłem. Jestem okropny...wybacz mi to.Błagam...
Za co ty mnie przepraszasz? To ja powinnam błagać na kolanach o twoje przebaczenie, za to wszystko. To ja byłam okropna. Brzydzę się samą sobą. Nie mogę znieść myśli, że nie ma cię obok. Przepraszam za moje tchórzostwo i za to, że cię zostawiłam. Nie zasługiwałam na twoją przyjaźń. Wybacz mi to...Dziękuję xx
Liam"
Nic im nie powiem, ale napisz głupie "Okej" Każdy wariuje z Louisem i..nie ważne, na czele!
Daj znak, że wszystko jest okej!

Gdzie ty jesteś, mała?
Liam, przepraszam, wiem, ze cierpisz przeze mnie. Nigdy ci tego nie zapomnę. Jesteś prawdziwym przyjacielem i ci dziękuję xx.
Zayn..
Po co ta szopka?! Gdzie ty jesteś?!
Tęsknimy, odchodzimy od zmysłów, nie tylko my, Alex również się tym przejęła. 
Co ty wyprawiasz Lena? 
Wróć...
To było dla mnie za wiele. Po policzkach spływały mi łzy, które były oznaką mojej słabości. Matt objął mnie ramieniem, widząc, że sobie z tym nie radzę. Wspomniał o Alex. To było najgorsze co mógł mi napisać. Idę o zakład, że odprawiła taniec szczęścia, kiedy się dowiedziała, że uciekłam.
Wróć...To najbardziej mnie dotknęło. Jedno słowo, którego On był adresatem. Chcę wrócić, ale już nie mogę. Nie teraz. Nigdy..Napisałam mu tylko jedno słowo. Słowo, które sprawiało mi ból.
Zapomnij, Zayn...
 Rzuciłam telefon w bok i zatopiłam twarz w koszulce przyjaciela. Szlochałam jak małe dziecko. Ból rozdzierający mnie od środka był nie do zniesienia..Mówiłam już kiedyś, że jestem beznadziejna? Osiągnęłam w tym nowy poziom. Mogę spokojnie trafić do piekła. Zraniłam tyle osób...to było w tym wszystkim najgorsze. Zawiodłam ich. Ich zaufanie do mojej osoby zerwało się, tak jak mój kontakt z nadzieją. Pozostały mi moje wspomnienia wydzierająca moją duszę. Należy mi się, należy. Przez moje ciało przeszedł dreszcz spowodowany chłodnymi stróżkami padającego deszczu. Nie przejęłam się tym. Wiem, ze niebo płacze nad moim życiem. Nad naszymi wyborami, działaniami. To wszystko było drastyczne. My byliśmy drastyczni. Nie, poprawka: My JESTEŚMY drastyczni.


                                             Drogi Pamiętniku!

Nie wem co się ze mną dzieje. Wariuję, szaleję. Tracę nadzieję, właściwie to już straciłam. Czuję niewyobrażalną pustkę. Czemu? Przez własną głupotę. Przez własną nieodpowiedzialność. Jak podłym człowiekiem, trzeba być, by stać się mną? Ile jeszcze cierpienia muszę odczuć, żeby zacząć żyć "normalnie"? O ile wgl mogę tak żyć. Nasze wybory prowadzą do autodestrukcji. Zabijamy się mając nadzieję, że to wszystko to tylko sen, koszmar. Często nie zdajemy sobie sprawy, że tak wygląda rzeczywistość. Nie będzie lepiej i teraz to wiem. Szkoda tylko, że trochę późno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz