Ile Was tu było..

piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 24.




* perspektywa Leny*
Z głębokiego snu wyrwał mnie mój najukochańszy budzik. Muszę zaopatrzyć się w jakiś młotek, jak to robią w tych filmach. Nie powiem, zabawnie by to wyglądało.
Od czasu wysłania mojego listu minął miesiąc. Okrągły miesiąc. Zabawne, bo gdy go wysyłałam miałam mieszane uczucia. Miałam wrażenie, że sobie nie poradzę z przytłaczającą mnie rzeczywistością. Że smutek mnie omami i nie będę w stanie, już widzieć żadnej szansy na lepsze jutro. Jak się okazało, nic bardziej mylnego. O dziwo-jest lepiej niż myślałam. Powróciłam do normalności i nie zaprzątam sobie głowy przeszłością. Skupiłam się na teraźniejszości. Oczywiście, zdarza się, że myślę, co Oni teraz robią, czy tęsknią, ale...już za późno. Nic nie zmienię. Mogę jedynie pogorszyć sprawę, nagle się tam pojawiając. Wywołam zamieszanie, którego nie chcę. Po za tym, boję się, że gdybym teraz tam pojechała, już bym nie wróciła. Albo przeżyłabym kolejne załamanie. Nie zbyt przyjazna opcja, nieprawdaż? Zresztą nie ważne.

"Nie można, wiecznie żyć wspomnieniami. Zapominamy wtedy o tym, co przed nami"

Jak sobie radzę? Muszę przyznać, że całkiem nieźle. Nie mogę narzekać. Studia, jak to studia-nudne. Nie ważne, jakbyś na nie czekał i jak bardzo by cię interesował kierunek który wybrałeś-studia zawsze pozostaną nudne. Mam na szczęście takie coś, czym jest praca, i to odciąga mnie od monotonii. Staram się wtedy nie myśleć nad moim, jakże nieszczęśliwym losem, zapomnieć raz na zawsze. No i najważniejsze, Look. On stał się moim przyjacielem. Wspiera mnie, pomaga mi jak tylko może. Jestem szczęśliwa z jego powodu. Co do klona Zayn'a...Cóż, dowiedziałam się, że jest on kumplem Look'a, i ma  na imię Zedd. Nawet jego imię mi go przypomina! Ten na górze chyba mnie nienawidzi.
Wracając do rzeczywistości, dzisiaj jest sobota, co znaczy, że do godziny 20 jestem wolna.  Później idę do pracy i tylko czekać, aż ludzie zaczną się rozchodzić. Umówiłam się z Look'iem do kawiarni, niedaleko akademika. Właśnie dochodziła 15, więc powinien tu być za 15 minut. Cholera! Będzie tutaj za piętnaście minut, a ja dopiero wstałam! Szlag by to trafił. Szybko wbiegłam, do małej łazienki i wykonałam poranną toaletę. Narzuciłam na siebie czarne rurki i czerwony sweter, ponieważ jest grudzień, a co za tym idzie, jest cholernie zimno. O dziwo, wyrobiłam się w 8 minut, ustaliłam tym samym mój nowy rekord. Po chwili usłyszałam dzwonek telefonu.
-Halo?-zapytałam, odbierając połączenie
-Cześć Lena!-krzyknął wesoły Look.
-Hej, za ile będziesz?-uśmiechnęłam się lekko.
-Wiesz, bo jest taki problem, spóźnię się jakieś pół godziny. Nie jesteś zła?-powiedział nie pewnie.
-Jasne, że nie. Będę czekać w kawiarni-zaśmiałam się.
-Dzięki, jesteś wielka-odetchnął z ulgą.
-Tak, uwierz mi, wiem to. Pa-rzuciłam i nie czekając na odpowiedź, rozłączyłam się. Zgarnęłam z wieszaka mój beżowy płaszcz oraz białą czapkę i szalik. Wzięłam torebkę, wcześniej wrzucając do niej telefon i zakluczając drzwi, wyszłam z pokoju, a następnie z budynku. Spacerowałam ulicami Paryża, czując zimny wiatr i sypiące się z nieba, płatki śniegu. Nienawidzę zimy, pomyślałam, zakrywając się szczelniej szalikiem. Nawet urok miasta miłości, nie jest w stanie sprawić, że ją polubię. Odetchnęłam z wdzięcznością, gdy po 5 minutach drogi dotarłam na miejsce. Weszłam do środka i zajęłam stolik w kącie. Zaczęłam pocierać dłonie, próbując się jakoś rozgrzać. Z marnymi skutkami, niestety. Po chwili podeszła do mnie wysoka blondynka, pełniąca rolę kelnerki. Uśmiechnęła się po czym standardowo zapytała, co podać.
-Czekoladę na ciepło, poproszę-odwzajemniłam uśmiech. Czekolada na ciepło-zdecydowanie mój ulubiony napój.Pamiętam jak razem z Liam'em zawsze ją kupowaliśmy w centrum. Chcąc, nie chcąc, uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Odwróciłam głowę  w stronę szyby, rozglądając się na widoki za nią. Cóż, nie było tam nic szczególnego. Jeżdżące samochody, zatłoczone chodniki, sypiący śnieg, oraz stare kamienice. Zdążyłam się przyzwyczaić. Rozejrzałam się po wnętrzu kawiarni utwierdzając się w fakcie, że zawsze jest tu domowa atmosfera. Ciepło kominka, oraz przyjemne i ciemne kolory, sprawiały, że można było poczuć się przytulnie. Nawet bardzo. Nie dziwcie mi się więc, że przychodziłam tu regularnie, codziennie zaraz po zajęciach. Czasami sama, czasami z Look'iem.
Usłyszałam otwieranie drzwi frontowych i po chwili mogłam ujrzeć mojego przyjaciela w towarzystwie jakiegoś chłopaka. Zmarszczyłam brwi, przyglądając się mu. Proszę, nie. Każdy, tylko nie ON. Modliłam się, dobrze wiedząc kogo przyprowadził mój kolega. Spuściłam wzrok na czekoladę, która właśnie została podstawiona pod mój nos. Wzięłam ją do ręki i starając się patrzeć w stronę okna, upiłam jeden łyk. Powiedzcie mi, że to jakaś pomyłka i on usiądzie do innego stolika. Błagam! Na nic zdały się moje prośby, ponieważ chwilę później widziałam jak chłopak dosiada się do mojego stolika.
-Cześć Lens!-Look mnie uścisnął, po czym zajął swoje miejsce.
-Nie mówiłeś, że kogoś przyprowadzisz-mruknęłam patrząc się na Zedd'a.
-Nie mówiłeś, że to ona tu będzie-odpowiedział tym samym tonem wymieniony chłopak. Mówiłam już, że to najbardziej bezczelny facet, jakiego kiedykolwiek poznałam? No to teraz mówię. To zwykły, cholerny dupek. I właśnie to, różni go od Zayn'a. On miał jakieś uczucia. Niezbyt dużo, co prawda, ale miał.
-Możecie się łaskawie, zamknąć?-westchnął zrezygnowany szatyn, mając już najwyraźniej dosyć naszych ciągłych kłótni. Na swoje usprawiedliwienie, mam jedynie to, że to on zaczyna! Wkurza mnie samą swoją osobą, jak mam mu czegoś, wobec tego, nie powiedzieć?! No dokładnie.
-A ty możesz, mnie następnym razem informować, że mam się przygotować na spotkanie z ...nim-powiedziałam to jak najgorsze przekleństwo. Brunet uśmiechnął się cynicznie, po czym powiedział
-Właśnie, dziewczyna taka nieprzygotowana. Widzisz jak wygląda? Szkoda gadać, Look. Niedobry z ciebie przyjaciel-westchnął teatralnie, a ja nadal pozostawałam oazą spokoju. Tylko na zewnątrz.
-Masz rację, zapomniałam złożyć ciemnych okularów, żebym nie musiała oglądać tej twojej mordy-warknęłam z przekąsem. W jego oczach zobaczyłam błysk, który mi się spodobał. Czyżbym go zdenerwowała? Czyli jednak lekcje sarkazmu u Harrego nie poszły w las. Byłby ze mnie dumny, jak nic.
-Skończcie już!-Look przerwał nam, tą jakże uroczą wymianę zdań. Nie przerwał jedynie naszego wzroku, który mordował się nawzajem.-Lena, powiedz, jak tam twój projekt?-zapytał, chcąc zmienić temat.
-Dobrze, wystarczy zrobić drobne poprawki i mogę go oddać-powiedziałam, wciąż nie odwracając wzroku od czekoladowych oczu.
-Drobnych? Och, pewnie musiałaś nad tym siedzieć dniami i nocami, żeby efekt był...w połowie zadowalający, prawda?-powiedział zachęcając mnie tym samym do ciętej riposty.
-Wystarczyła mi godzina, nie to co tobie, Zedd.-mruknęłam.
-Moje imię w twoich ustach, brzmi jak jakieś zaproszenie-uśmiechnął się głupkowato, rozsiadając się wygodnie na krześle.
-Owszem, zaproszenia do wyjścia z tego lokalu-odpowiedziałam mu tym samym gestem. Napiłam się gorącej czekolady, przy czym, oczywiście nie urwałam kontaktu wzrokowego.
-Razem z tobą? Nie, dziękuję. Odpuszczę sobie, wolę zostać i napawać się czasem spędzonym bez ciebie -powiedział i zrobił rozmarzoną minę.
-Wy możecie tak cały dzień, prawda?-jęknął przeciągle szatyn, siedzący obok mnie. Spojrzałam na niego przepraszającym wzrokiem.
-To twoja wina, mogłeś powiedzieć, że spotkanie odwołane-mruknęłam niewyraźnie.
-Wszystko jego wina. A twojej winy tu nie widzisz?-powiedział Zedd. Przewróciłam oczami.
-Moją jedyną winą jest to, że nadal zwracam na ciebie jakąkolwiek uwagę.  Zepsułeś mi resztę dnia, dzięki.
-Nie ma za co, zawsze do usług, kochanie-mrugnął okiem. Chyba zbiera mi się na wymioty.
-Nie nazywaj mnie kochanie!-krzyknęłam.
-Czemu niby?-zaśmiał się.
-Bo tego nie lubię-odpowiedziałam.
-A ja nie lubię ciebie-mruknął.
-To czemu mnie tak nazywasz?-zapytałam
-Bo lubię-odparł głupkowato.
-Twoja logika mnie powala na kolana-szepnęłam kręcąc głową.
-Na kolana powiadasz? Wiesz, że mam skojarzenia. Zrobiłaś to specjalnie, tak?-odparł.
-Zboczeniec-warknęłam popijając czekoladę.
-Och, nie udawaj. Wiem, że na mnie lecisz. -z wrażenia wyplułam na niego zawartość mojej buzi i zaczęłam się krztusić. Czy on to powiedział!? Look zaczął się śmiać, a wściekły wyraz twarzy Zedd'a nie wróżył nic dobrego.
-Czy ty zrobiłaś, to co właśnie zrobiłaś?-powiedział nie dowierzając.
-A co, ślepy jesteś? Och, chyba fryzurka ci oklapła. No nic, ja będę uciekać, muszę się przygotować do pracy. Pa Look, do zobaczenia-pocałowałam go w policzek, zauważając, że nadal nie jest w stanie powstrzymać śmiechu. Na odchodne powiedziałam- W końcu jakoś wyglądasz, Zedd - uśmiechając się wyszłam z lokalu.
Nucąc sobie piosenkę, która właśnie leciała w radiu, szykowałam się do pracy. Była już 19, więc nie mam dużo czasu. Zrobiłam makijaż, ubrałam podarte rurki, obcisłą czarną koszulkę i koszulę w czerwoną kratę. A co-pomyślałam sobie-wystroję się. Czuję, że ta noc będzie dobra. Nie wiem w sumie czemu. Nic się na to nie zapowiada. Ale dobrze, zaufajmy mojej kobiecej intuicji. Wzięłam mój telefon i po chwili kierowałam się już do miejsca mojej pracy. Jest to ciekawy lokal, biorąc pod uwagę, gitary porozwieszane na ścianach i dosyć duży barek. Wszystko utrzymane w najciemniejszych kolorach, idealnie trafia w mój gust. Z wejścia widzę dobrze mi znaną blondynkę, czyszczącą kieliszki, niczym zawodowiec. Mamy dzisiaj razem zmianę, więc nie będę się nudzić.Uśmiechnęłam się do niej, co radośnie odwzajemniła.
Była już 22, a mało brakowało, żebym zaczęła tańczyć na ladzie. Miałam szampański humor, co wyraźnie tłumaczyło to, że śmiałam się cały czas. Dzisiaj była puszczana typowo klubowa muzyka, a ludzie byli po prostu świetni. Meredith też się chyba dobrze bawiła, ponieważ właśnie flirtowała z jakimś gościem, nalewając mu przy okazji piwo. Nagle ktoś krzyknął moje imię, więc się odwróciłam. Ujrzawszy osobę, która mnie wołała, uśmiech na mojej twarzy zrzedł.
-Ooo Lena, znowu się spotykamy-uśmiechnął się czarująco, przekrzykując muzykę.
-Nie znam cię-wzruszyłam ramionami.
-Okey, rozumiem. Aż tak bardzo na mnie lecisz, że nie możesz nawet na mnie patrzeć?-zaśmiał się.
-Nawet w twoich najśmielszych snach-warknęłam
-Gdybyś ty wiedziała, co mi się śni z tobą w roli głównej- rozmarzył się.
-Mam nadzieję, że w tych snach, dostajesz ode mnie patelnią w głowę.-powiedziałam-Meredith! Klient, obsłuż go-uśmiechnęłam się w jej stronę i odeszłam od bruneta. Cały czas czułam na sobie jego wzrok. Nie podobało mi się to. Mówiłam, coś wcześniej o mojej kobiecej intuicji? To poszła się jebać. Noc nie mogła być dobra, skoro jest w towarzystwie Zedd'a.

2 komentarze:

  1. super rozdział.
    zapraszam
    http://fanfiction-harry-styles.blogspot.com/
    http://the-black-side-of-darkness.blogspot.com/
    http://what-makes-you-beutiful-onedirection.blogspot.com/
    + dodasz obserwatorów ?

    OdpowiedzUsuń
  2. zapraszam na http://followyourheart-ff.blogspot.com/, gdzie pojawił się 3 rozdział! :) x

    OdpowiedzUsuń